23.5.21

Prreti| Maseczka na usta na noc "Miód i Jagoda"| azjatycka pielęgnacja


Kilka miesięcy temu, a dokładniej w styczniu, opublikowałam post z ulubionymi produktami do pielęgnacji ust. Moim ulubieńcem była wtedy całonocna maseczka marki Laneige, kosmetyk drogi, ale wydajny i skuteczny. Więcej przeczytacie tutaj KLIK. Nie przypuszczałam, że tak szybko uda mi się znaleźć równie dobry, a nawet ciut lepszy kosmetyk.  

Prreti, Lip Sleeping Mask Honey & Berry/ całonocna maseczka miód i jagoda
cena: ok 23/ 15 ml

Maseczkę do ust marki Prreti miałam ochotę wypróbować już od dawna. Za każdym razem, gdy szłam do hebe, zawsze była wyprzedana. Jednak w końcu udało mi się ją upolować i to jeszcze w promocyjne cenie. Patrząc na opinie, zapowiadał się hit. I nie zawiodłam się. Choć ten produkt ma swoje wady, do których je się przyzwyczaiłam, a innym może to przeszkadzać. 

Kosmetyk znajduje się w miękkiej tubce z plastikowym aplikatorem. Dodatkowo produkt znajduje się w kartoniku. Na wyróżnienie wg mnie zasługuje szata graficzna, która jest mega słodka i wyróżnia się na tle innych podobnych kosmetyków. Wg informacji, które znalazłam na stronie Hebe, kosmetyk należy zużyć w ciągu 24 miesięcy od otwarcia. 

Konsystencja kosmetyku zmienia się pod wpływem temperatury. Wiadomo, im chłodniej tym staje się bardziej gęsta. Maska jest przeźroczysta w lekko słomkowym/ miodowym kolorze. Chociaż nie przepadam za plastikowymi aplikatorami, to nakładanie idzie sprawnie. Zapach tego kosmetyku może okazać się kwestią sporną, maska bowiem ma cudowny słodki zapach, ale bardzo intensywny. Kilka dni musiało minąć, zanim do niego przywykłam. Kolejną rzeczą, która dla części osób może być nie do zaakceptowania, to to że  maska wręcz oblepia usta. Jest ciężka i cały czas czuć ją na ustach, które lekko skleja. Po ponad 2 tygodniach stosowania przywykłam do tego. Tym bardziej że produkt aplikuję tylko na noc, chwilę przed zaśnięciem. 

Zaskoczyło mnie natomiast pozytywnie to, że maska utrzymuje się na ustach przez całą noc. Rano zawsze jeszcze wyczuwam kosmetyk na wargach. W efekcie budzę się z super nawilżonymi i zregenerowanymi ustami. Mogę powiedzieć, że ostatnio testowałam ten kosmetyk w ekstremalnych warunkach, bo miałam u dentysty czyszczony kamień i piaskowanie, które niesamowicie podrażniło moje usta. Były bardzo suche, spierzchnięte, popękane. Już po pierwszej nocnej aplikacji było widać znaczną poprawę, a po dwóch, usta były całkowicie zregenerowane. 


Podsumowując: Całonocna maska azjatyckiej firmy Prreti, to mój nowy ulubiony kosmetyk do pielęgnacji wrażliwej skóry ust. Super nawilża i regeneruje. Cechuje ją intensywny zapach oraz lepka konsystencja. Nałożona na noc jeszcze rano jest wyczuwalna na ustach. Dla mnie HIT!





19.5.21

Temat miesiąca: Porządki w nieminimalistycznej szafie

 


Przez kilka ostatnich dni robiłam generalne porządki w mojej garderobie. Powinnam była to zrobić już w ubiegłe wakacje. Jednak miałam ciągle nadzieje, że  uda mi się schudnąć ;) Co prawda jest mnie nieco mniej, ale na pewno już nie wrócę do rozmiaru 34/ 36. Pozbyłam się wszystkiego w rozmiarze xs i s, a także ubrań których nie miałam na sobie przez ostatnie dwa lata.I to jest moja główna zasada, którą kieruję się przy wszelkich porządkach w szafie. Jeżeli nie miałam na sobie danej rzeczy przez te kilkanaście miesięcy to znaczy, że coś mi w niej przeszkadza, źle leży, albo już mi się nie podoba.

W sumie pozbyłam się dwóch wypchanych po brzegi niebieskich toreb Ikea ubrań. Dałam im drugie życie, bo trafiły w większości do córki koleżanki. Ta dziewczyna nie znosi zakupów ubraniowych więc to, że prosto do jej rąk trafiło jednorazowo tyle ciuchów podobno bardzo ją ucieszyło, przynajmniej tak przekazała mi to koleżanka.  Część ubrań zaniosłam również do kontenera na odzież. 

 

Lubię ubrania i lubię je kupować. Nie będę  tego ukrywać. Wiem, że takie podejście i chwalenie się tym może u kogoś wywołać oburzenie, bo w końcu panuje moda na minimalizm i na szafy kapsułowe. A ja z premedytacją chwale się tym, że mam szafę pełna ubrań i mam się w co ubrać, o dziwo!

Od wielu lat czuję presje, że powinnam zrezygnować z kupowania ciuchów,  ewentualnie kupować w sh, że przyczyniam się do zaśmiecania Ziemi itp. Dlatego podjęłam się wielu prób zmiany podejścia do rzeczy, które noszę. I zawsze kończyło się frustracją i totalną klapą. 

Może się wydawać, że skoro mam szafę pełna ubrań, pewnie kupuje, co popadnie. Otóż nie. Wbrew pozorom robię zakupy z głowa.

Zasady, którymi się kieruję:

1. Skład przede wszystkim. Kiedyś miałam zbyt wiele ubrać z poliestru, w których czułam się jakbym nosiła worek foliowy. Obecnie stawiam przede wszystkim na naturalne materiały jak bawełna. Mam również wiele koszul i bluzek wykonanych z wiskozy. O tym materiale nie można powiedzieć, że jest naturalny, choć jest wytworzony z naturalnych składników. Mimo wszystko ubrania wykonane z wiskozy fajne układają się na ciele, a sama tkanina jest materiałem przewiewnym i skora może w nim oddychać.

2. Jedna rzecz musi pasować do kilku zestawów.

3. Nie kupuję jednorazowych ubrań np. na szczególne okazje. Dotyczy do głownie weselnych sukienek. W tego typu uroczystościach uczestniczę średnio raz w roku, a typowo weselnych kreacji nie miałam bym gdzie później nosić. Kiedyś właśnie koleżanka mi wygarnęła, że moje weselne kreacje są zbyt skromne, jak na takie uroczystości. Tylko, że ja mogę później taką sukienkę założy ponownie na komunię, chrzciny czy inną uroczystość rodziną, a ona sama przyznała, że jej ciuchy wiszą w szafie i często to jednorazowy zakup.

4. Czekam na wyprzedaże. Nie lubię przepłacać i wole poczekać, aż pojawią się promocje i wyprzedaże w sklepach. Nie są mi straszne długie kolejki do przymierzalni czy wertowanie kilometrów wieszaków w poszukiwaniu jakichś perełek wyprzedażowych.

5. Nie podążam ślepo za modą. Jestem świadoma wad i zalet swojej figury, a także tego gdzie pracuje i jaki styl życia prowadzę. Dlatego choć modne są wszelkiego typu crop topy, bluzy, te ubrania nie są dla mnie. Podobnie jeansy z wielkimi dziurami. Zawsze wybieram z bieżących trendów coś dla siebie, ale to co najbardziej pasuje do mnie i mojego trybu życia. 

Przyznaję się, kiedyś moja szafa i zakupy wyglądały inaczej. Kupowałam ubrania pod wpływem impulsu, mniejsze bo może schudnę, bardzo niska cena to trzeba wziąć.
Największe pozytywne zmiany zaszły w moim myśleniu i podejściu do zakupów po przeczytaniu  książka Kasi Tusk "Elementarz Stylu". Treści w niej zawarte i cenne wskazówki pomogły mi stworzyć podstawy dobrze dobranej garderoby. Wtedy faktycznie miałam minimalistyczną szafę, bo pozbyłam się wszystkich poliestrów, źle skrojonych ubrań i takich które totalnie do mnie nie pasowały,a kupiłam bo była wyprzedaż. Gdy skompletowałam podstawę w stonowanych i pasujących do siebie kolorach i wzorach, a w rzeczywistości kupiłam jakieś 80%  rzeczy, które można zobaczyć na zdjęciach w książce, uzupełniłam garderobę o ciuchy, które odpowiadają moim preferencjom (głownie ubrania w kwieciste wzory).

 

Widzę, że mój styl ciągle ewoluuje. Ja się zmieniam i to co nosze również się zmienia. W sumie można powiedzieć w takim przypadku, że nie mam swojego stylu ;) To co jest charakterystyczne dla mnie, co widzą znajomi i z czym im się kojarzę, to kolory, kwieciste materiały i paski. Tego w mojej szafie nigdy nie brakuje. A gdy ubiorę się na czarno dostaję pytania czy coś się stało.
Często to, co mam na sobie oddaje mój nastrój. Dlatego często rano szykując się do pracy zmieniam decyzję dotyczących stroju. Wstaję lewą noga i wtedy idą w ruch ubrania w ciemniejszych kolorach i odwrotnie. Pandemia również przyczyniła się do tego co aktualnie nosze i do zmiany mojego "stylu", bo częściej sięgam bo wygodne bluzy i sportowe buty, a dużo rzadziej nosze sukienki i dopasowane rzeczy.


Ciekawa jestem jakie Wy macie podejscie do ubrań i czy lubicie zakupy odzieżowe.


13.5.21

Podsumowanie kwietnia| zakupy kosmetyczne| Wiosna o nas zapomniała!!!

 

Witajcie w maju, oby cieplejszym miesiącu niż kwiecień. Chyba trzy lub więcej razy chowałam i wyciągałam zimowe buty i kurtkę. Zmarzłam niezliczona ilość razy, a popołudnia najchętniej spędzałam pod kocem z kubkiem gorącej herbaty i Netfixem. Udało mi się obejrzeć w tym czasie dwa seriale: "Szpital New Amsterdam" (Netflix) i "Od nowa"(HBO). Oba bardzo wciągające choć zupełnie rożne. "Szpital New Amsterdam" to lekki serial obyczajowy, którego akcja rozgrywa się w tytułowym szpitalu, gdzie dyrektorem zostaje młody lekarz chory na raka.  A "Od nowa" to thriller psychologiczny, z ciekawymi zwrotami akcji.  

Przez to, że dni stały się bardzo podobne do siebie,  w pewnym momencie pomieszały mi się tygodnie. Nie o takiej wiośnie marzłam i nie na taką czekałam. Pomimo, że miło spędziłam wieczory na swojej kanapie oglądając seriale, to jednak wolę spacery i przebywanie na świeżym powietrzu.  A już opady śniegu pod koniec kwietnia rozłożył mnie na łopatki.

W kwietniu rozpoczęliśmy sezon działkowy, a właściwie to zabraliśmy się za prace porządkowe i za dokończenieprzedsięwzięć rozpoczętych w ubiegłym roku. Dla przypomnienia, w czerwcu 2020 r., kupiliśmy ogródek działkowy, a dokładniej kawałek ziemi, który był w całości zarośnięty dziko rosnącymi drzewkami owocowymi i krzaczyskami. Na ten rok zostało nam dokończenie ogrodzenia, zrobienie fundamentów i postawienie małego blaszanego domku/ składziku na narzędzia itp. Jeśli dobrze pójdzie, to pod koniec maja wreszcie skończymy prace renowacyjne i przyjdzie czas na relaks. Mam nadzieję, że do tego czasu pogoda się opamięta. Marzy mi się, żeby rozłożyć leżak i tak po prostu poleżeć na słońcu i wygrzać zmarznięte kości.


Razem ze znajomymi wybraliśmy się na kolejną wycieczkę, tym razem odwiedziliśmy miejsce dobrze mi znane Skałki Piekło pod Niekłaniem (woj. świętokrzyskie). Już pisałam o tym miejscu na blogu KLIK. 2,5 godziny spacer w doborowym towarzystwie dobrze mi zrobił. A przy okazji zobaczyłam, jak mój pies zachowuje się na skałkach, górkach i pagórkach, bo w tym roku planujemy urlop w Szczawnicy. Okazuje się, że dla Marevla nie ma wzniesienia, którego nie mógłby pokonać. Pozostaje kwestia podróży samochodem, którą nadal źle znosi i ogromnie się stresuje.

 Na koniec oczywiście przegląda kosmetycznych nowości. Nie jest tego zbyt dużo, bo część zaraz po zakupie zaczęłam stosować.


Zależało mi by przetestować piankę myjąca Bielenda Eco Sorbet, ale niestety ciągle jest wyprzedana. Ogólnie zauważyłam, że wiele firm kosmetycznych ma w swojej ofercie tego typu produkty. Ja tym czasem będę testować piankę z Eveline, która ma dość dobre opinie. 
Zdecydowałam się na zakup kolejnego kosmetyku marki Bandi. Tym razem to Tonik-mgiełka S.O.S Mikrobionowy z serii anti irritate, który ma przywracać niezbędną każdej cerze równowagę mikrobiologiczną. 
W Biedronce zaopatrzyłam się w kolejne opakowanie najlepszej nawilżającej maski ever, Chodzi oczywiście o całonocną maskę witalizującą marki Tołpa.
W reszcie udało mi się dotrzeć do Natury i kupić krem pod oczy marki Botanic, który bardzo zachwala Ania z bloga me&my passion. Trochę czasu mi zajęło zanim się zorientowałam, że te kosmetyki to marka własna Natury ;)
 

W tym samym czasie w Lidlu i Biedronce pojawiły się maseczki marki Glamfox. Jak na maski w płachcie było można je dostać w atrakcyjnej cenie, ok 5 zł. Zrobiłam sobie mały zapas.



Gdy zaczynałam pisać ten post nadal było zimno i mało przyjemnie, na szczęście kilka ostatnich dni pogoda wreszcie zaczęła nas rozpieszczać, a ja na dobre pochowałam grube swetry i zimowe buty. Oby już tak zostało.

Wszystkiego dobrego życzę Wam w maju :*