4.10.20

Zakopane - fotorelacja z wyjazdu

O tym, że pojedziemy tym roku w góry, wiedzieliśmy od chwili ogłoszenia kwarantanny i pandemii. Wiadomo było, że zagraniczne wyjazdy będą utrudnione. Początkowo mieliśmy jechać w Bieszczady, ale znajomi zaproponowali nam wspólny wyjazd do Zakopanego.

Zwykle jadąc na urlop mam skrupulatnie zaplanowany każdy dzień wyjazdu, tym razem było inaczej. Dużo w planach mieszała pogoda. Prognozy zapowiadały 7 dni deszczu z temperaturą około 10-15 stopni. Na szczęście nie sprawdziły się, a pogoda była w kratkę, było słonce, upał i deszcz. Dobrze, że śnieg nie spadł :)
Chodzenie po górach nigdy nie sprawiało mi większych trudności, w końcu weszłam już na Giewont, Kasprowy Wierch, Śnieżkę, Tarnicę, Skrzyczne, Klimczoka, Trzy Korony. Jednak w tym roku góry mnie pokonały. Byłam w złej formie, szybko się męczyłam i miałam problemy z oddychaniem. Zdobywanie kolejnych szczytów szybko odpuściłam i postawiłam na relaks i mniej wymagające trasy. Zawsze mówiłam, że jestem zmęczona po każdym wyjeździe w góry, ale szczęśliwa. Bolało, ale szłam dalej. W tym roku dotarło do mnie, że tak nie musi być. Nie muszę zdobywać kolejnych szczytów i umierać później z bólu. Chyba wreszcie nauczyłam się odpuszczać.
Rusinowa Polana

Dzień 1
Korzystając z pięknej pogody, zaraz po przyjeździe wybraliśmy się na Rusinową Polanę. Miejsce piękne i niewymagające super kondycji.  Dla tych, którzy lubią się wspinać, z Rusionwej Polany mogą wejść na Gęsia Szyję. Tak zrobił mój Mąż, a ja w tym czasie leżałam na trawie i podziwiałam przepiękne widoki. Poza tym zawsze po przyjeździe w góry pierwszego dnia boli mnie głowa. Także postawiłam na aklimatyzację.
Droga na Rusionową Polanę

Dzień 2
W planach mieliśmy wejście z Polany Chochołowskiej na Grzesia, a jeśli siły pozwolą dalej na Rakoń i Wołowiec. Żeby zaoszczędzić czas, postanowiliśmy wypożyczyć rowery i przejechać na nich przez Dolinę Chochołowską. Jadąc ze znajomymi i Mężem miałam wrażenie, że biorę udział w wyścigu Tour de Pologne. Po dojechaniu na polanę mięśnie nóg, aż mnie paliły z bólu. Tytani weszli na Grzesia, Rakoń i Wołowiec, a ja zostałam w schronisku, zjadłam pyszną szarlotkę i w swoim tempie wyruszyłam szlakiem w stronę Trzydniowiańskiego Wierchu, na który nie weszłam, bo bolały mnie nogi i trochę bałam się iść sama, bo to mało uczęszczany szlak. Ale widoki były piękne.
Dolina Chochołowska

Szlak na Trzydniowiański Wierch


Dzień 3
Tego dnia pogoda zepsuła się, w nocy padało, a w dzień niebo zasłoniły gęste chmury. Mimo niesprzyjającej aury wybraliśmy się na Sarnią Skałę szlakiem przez Dolinę Białego, a powrót przez Dolinę Strążyską. Na szczęście tym razem bez przygód. Mgła gęsta jak mleko zakryła wierzchołki gór, w tym także Giewont, który podobno ładnie widać z Sarniej Skały.


Dzień 4
Pogoda poprawiła się i dlatego wybraliśmy się na Hale Gąsienicowa. Na odwiedzeniu tego miejsca zależało mi najbardziej. Widziałam wiele pięknych zdjęć zrobionych właśnie na Hali. Nie była to łatwa droga dla mnie, w którymś momencie na szlaku podeszła do mnie starsza pani i spytała, czy dobrze się czuję. Zastanawiam się, czy aż tak bardzo było widać moje zmęczenie i problemy z oddychaniem. Powietrze było wilgotne i ciężkie. Ale udało mi się wejść! Tylko znów gęste mgły mocno ograniczyły widoczność. Z Hali Gąsienicowej poszliśmy na Czarny staw Gąsienicowy. Co za widok! Żal było wracać, ale pogoda zaczęła się zmieniać i zaczął padać deszcz.
Hala Gąsienicowa

Czarny Staw Gąsienicowy


Dzień 5
Tego dnia znów się rozdzieliliśmy. Ja ten dzień spędziłam na Gubałówce i polanie Szymoszkowej, kupując pamiątki dla siebie i bliskich, a reszta ekipy zdobywała Świnicę. Nawet gdybym była w lepszej formie nikt by mnie nie namówił na taką trasę. Szlak ten rozpisany był na chyba 9 godzin, oni pokonali go w 7. Trasę z drugiego dnia również pokonali w krótszym czasie. Tytani!
Spacerując po Zakopanem, doszłam do wniosku, że od mojej ostatniej wizyty 5 lat temu miasto bardzo zbrzydło. Z każdej strony atakowały mnie reklamy hoteli, usług, różnego rodzaju produktów, ogromne bilbordy, transparenty. A drogi wjazdowe do Zakopanego to koszmar, można dostać oczopląsu od ilości reklam.

Widok na Giewont z Polany Szymoszkowej

Dzień 6
Przedostatniego dnia znów trafiła nam się super pogoda. Tym razem miało być bardzo lajtowo, wreszcie Mąż poczuł ból w nogach. Dlatego zdecydowaliśmy się na spacer Doliną Kościeliska. Na ten sam pomysł wpadli chyba wszyscy turyści przebywający tego dnia w Zakopanem. Szliśmy w tłumie przez kilka chwil i odbiliśmy na szlak prowadzący na Przysłop Miętusi. Zostawiliśmy za sobą rzekę ludzi. A na tym szlaku było zaskakująco mało ludzi.


Czy żałuje, że nie udało mi się wejść tam, gdzie planowałam? Nie.
Najważniejsze, że wróciłam wypoczęta i zrelaksowana.

Jedyne, nad czym ubolewam, to pogoda, przez którą nie mogłam w pełni cieszyć się pięknymi widokami. Mimo to, cieszę się, że mogłam wrócić w Tatry i odkryć wiele pięknych miejsc. Polska jest piękna :D


Ciekawa jestem, gdzie Wy spędziłyście urlop w tym roku, i czy w ogóle udało się Wam gdzieś wyjechać.
Czekam na Wasze komentarze :)


14 komentarzy:

  1. Piekne zdjexia. Chciałabym pojechać na taką wycieczkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, jak dawno nie byłam w górach! Piękne zdjęcia :) Ja w tym roku miałam krótki wyjazd do Łeby w lipcu, a we wrześniu byłam na weekend w Trójmieście i Wrocławiu. Niestety, w tym roku jak na razie żadnego wiekszego wyjazdu nie udało się zorganizować, z wiadomych względów...

    OdpowiedzUsuń
  3. Widoki piękne! Uwielbiam góry choć samo Zakopane trochę straciło u mnie w oczach. Dobrze, że odpuściłaś w momentach, w których było to ponad Twoje siły - lepiej odpocząć, przystanąć i nacieszyć się widokiem i chwilą niż zamęczać do tego stopnia żeby zdrowie wysiadło i upaść. Świetna relacja i zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeny jakie przepiękne zdjęcia i widoki! Aż żałuje, ze nie wybrałam się w góry w te wakacje :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekałam na ten post! Byłam ciekawa ile miejsc znam, a ile dopiero mam w planach, a tego jest mnóstwo! Za to kocham Tatry i nigdy się nimi nie znudzę, prędzej życia mi zabraknie, żeby poznać wszystkie miejsca, które chcę zobaczyć :D Znam sporo dolinek - Kościeliską (byłam kilka razy), Strążyska i Białego. Byłam też nad Czarnym Stawem Gąsielnicowych, chociaż nie jest on na mojej liście top iluś tam miejsc. Większe wrażenie zrobił na mnie Czarny Staw pod Rysami, czy Nosal (bardzo polecam!). Chcę bardzo zobaczyć Halę Gąsielnicową - kultowe miejsce, a jeszcze nie byłam i wejść m.in. na Grzesia, Rakoń i Wołowiec. Dużo szczytów właśnie mam na liście, ale jeżdżę z siostrą, a ona ma lęk wysokości, więc w sumie już z nosalem był u niej problem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnie jak Twoja siostra mam lęk wysokości, chociaż na tych niższych szczytach jakoś czuje się bezpiecznie, najgorzej było gdy weszłam na Giewont. Na szczycie jest mało miejsca, a ludzi tłum. Prawie wpadłam w histerię, bałam się zrobić nawet mały rok, powiedziałam, że się dalej nie ruszam i że tylko helikopter może mnie stąd zabrać. A gdy już zeszłam byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi ;)teraz nawet nie pamiętam jaki był widok z Giewont ;)

      Usuń
    2. Ja właśnie nie byłam na jakiś wysokich niestety (chyba się to prędko nie zmieni, bo teraz mam też małego siostrzeńca, wiec jak pojedziemy wgl do zakopanego to będzie cud xd). Ale Giewont mnie zawsze przerażał pod względem tłumów..

      Usuń
    3. Faktycznie nieprędko możesz pojawić się w górach, chociaż są ludzie, ktorzy idą w góry z 3-miesięcznymi bobasami (co jest wg mnie lekkim przegięciem). Tłumy były najgorsze. Nie dość że stresowała mnie wysokość,to część ludzi zaczęłam mnie popędzać. Na szczęście byli też tacy, którzy stanęli w mojej obronie. Nigdy więcej nie będę wchodzić po żadnych łańcuchach ;)

      Usuń
  6. Od trzech lat udaje mi się tam być raz w roku.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pięknie jest w Zakopanem, bardzo fajne owieczki ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam słabość do tego miasta i gór:) Chociaż mieszkam dosyć blisko bo w Krakowie to już kilka lat nie byłam na Podhalu:) Zdjęcia piękne:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja też z moim J. byłam na urlopie w Tatrach właśnie :) Temat tej wizyty nawet poruszyłam u siebie na blogu, bo jednak nie był do końca tak pozytywny :(
    Zastrajkował żołądek i wszystkie ambitne plany wspinaczkowe legły na panewce, dobrze chociaż, że udało się pozaliczać te mniej wymagające szczyty. Nie ukrywam jednak, że dało mi to sowicie do myślenia i przypomniało po co tak naprawdę po tych górach łazikuję :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O rany w Zakopcu nie byłam chyba z dekadę. Piękne widoczki. Mnie się udało wyjechać na parę dni nad wodę. Nigdzie daleko, ale połaziłam po lesie, wyłączyłam telefon i ogólnie odpoczęłam.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 PRZY KUBKU HERBATY , Blogger