22.2.21

Naturalny podkład rozświetlający| Lirene Natura| Kolor 310vanilia

Naturalny podkład rozświetlający| Lirene Natura| Kolor 310vanilia



Już wiele razy pisałam na blogu o kosmetykach z serii Lirene Natura. Do tej pory w kontekście pielęgnacji, tym razem post będzie dotyczyć podkładu. Jeśli dobrze się orientuję, jest to jedyny kosmetyk kolorowy dostępny z tej serii.
Przez ostatnie dwa lata w codziennym makijażu używałam kremu BB z Borjouis. Jednak zaczęło mnie drażnić, to że więcej kosmetyku niż na mojej twarzy zaczęło zostawać na maseczce. Nie wyglądało to estetycznie. Dlatego wyruszyłam na poszukiwania czegoś nowego. Akurat było wtedy głośno o nowych naturalnych podkładach takich marek jak Lirene, Soraya i Bielenda. Po przyjrzeniu się im w drogerii zdecydowałam się na zakup fluidu Lirene Natura.


ECO PODKŁAD MINERALNY ROZŚWIETLAJĄCY
cena: 30 zł/ 30 ml

Podkład Lirene to produkt wegański, zawierający 98% składników pochodzenia naturalnego. Również tubka jest eko, gdyż została zrobiona w 90% z trzciny cukrowej, przy której produkcji powstaje mniej groźnego dwutlenku węgla. Fluid dostępny jest w 5 odcieniach. Najjaśniejszy to kolor 310 Vanilia, który właśnie stosuje w codziennym makijażu.
Podkład ma dosyć wodnistą konsystencję, dzięki czemu szybko i łatwo rozprowadza się po skórze. Ma przyjemny, choć intensywny zapach. Wyczuwam go tylko przy nakładaniu.
Kolor 310 Vanilia jest idealne dopasowanym odcieniem do mojej karnacji. Zawiera zarówno tony beżowe, jak i żółte. Chociaż w palecie barw jest to najjaśniejszy kolor, nie będzie on odpowiedni dla osób z bardzo jasną cerą. Poza tym podkład w ciągu dnia delikatnie ciemnieje na skórze. 


Już po pierwszym nałożeniu fluidu zachwyciłam się tym, jak on wygląda dobrze na mojej skórze. Wygładził ją i wyrównał koloryt, zakrył drobne niedoskonałości. Cera po przypudrowaniu była delikatnie rozświetlona, co daje efekt zdrowej i zadbanej skóry. Po kilku godzinach noszenia maseczki ubytki w podkładzie były prawie niewidoczne. Jak dla mnie mega pozytywne zaskoczenie. Jednak po kilku dniach zaczęło pojawiać się co raz więcej wyprysków. A i tak skóra był w złym stanie od noszenia maseczki. Tym razem nieprzyjaciele zaczęli pojawiać się dodatkowo na skroniach i czole. Z bólem serca odstawiłam podkład. Stosowałam go tylko okazjonalnie, bo daje świetny efekt, co zauważyli też inni. W międzyczasie zaczęłam stosować kosmetyki z kwasem glikolowym. Gdy już wyleczyłam wszystkie stany zapalne, zrobiłam kolejne podejście do eco podkładu Lirene. Stosuje go właściwie codziennie od ponad 2 tygodni i na razie jest dobrze, nieprzyjaciół brak. 


Podsumowując: Testowałam wiele różnych podkładów i kremów BB/CC i nie przypominam sobie, żeby jakiś mnie tak zachwycił. Idealnie dopasowany kolor, na skórze wygląda bardzo naturalnie, wręcz wtapia się w moją cerę, ukrywając rozszerzone pory i drobne niedoskonałości. Niestety może też zapychać, co i mnie spotkało na początku jego stosowania. Na pewno nie jest to kosmetyk dla osób lubiących matowe wykończenie podkładu, bo po kilku godzinach efekt rozświetleni jest bardzo widoczny. Jest na tyle trwały, że nie znika pod maseczką.



19.2.21

Matujący krem na dzień| Duetus

Matujący krem na dzień| Duetus
Marka Duetus to kosmetyki naturalne stworzone zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn przez firmę Sylveco. Hasłem przewodnim są słowa "Minimalizm dla dwojga". Są to produkty o właściwościach regulująco-detoksykujacych. W swojej ofercie posiadają krem na dzień i na noc, peeling, serum regulujące, tonik, żel myjący do twarzy oraz żel pod prysznic i szampon (2w1).
Kosmetyki tej marki często widuję na blogach innych dziewczyn. Najczęściej są to pozytywne opinie na ich temat. W tym samym czasie zdecydowałam się na zakup peelingu, który był dołączony do bodajże "Zwierciadła" oraz kremu matującego na dzień. 

W porannej pielęgnacji stawiam na kremy matujące, ponieważ mam skórę mieszaną i często już po godzinie od wykonanego makijażu potrafi się świecić.
Poprzednio miałam krem z Lirene Natura, który spisał się całkiem dobrze u mnie i matowił na ok 4-5 godzin. Jego aplikacja była bardzo przyjemna, dzięki m.in. opakowaniu z pompką.


Krem Duetus dostępny jest w plastikowym słoiczku zabezpieczonym sreberkiem o pojemności 50 ml. Opakowanie dodatkowo zostało umieszczone w kartoniku. Krem po otwarciu należy zużyć w ciągu 3 miesięcy. Dołączono również drewnianą szpatułkę do nakładania kremu. Mała rzecz, a cieszy.
Zaskoczył mnie zapach tego produktu, połączenie miksu ziół i ziemi. Po trzech miesiącach stosowania nadal nie mogę się do niego przyzwyczaić i zaakceptować. Dla mnie ten krem po prostu śmierdzi. Kolor również jest nieciekawy, bo krem jest szary.
Kosmetyk łatwo się aplikuje i rozprowadza po skórze i bardzo szybko się wchłania. Efekt zmatowienia widać natychmiast i utrzymuje się do około 6 godzin z makijażem. Natomiast bez makijażu o wiele dłużej. Mnie skóra w takim matowym wydaniu, bez makeup nie podoba się, dlatego, że ten krem zmienia jej odcień i wygląda niezdrowo. Natomiast po nałożeniu makijażu znów prezentuje się dobrze. Gdybym się nie malowała, nie stasowałabym solo tego kremu.
Przez trzy miesiące nie mogłam zużyć tego kremu w całości. Po tym czasie krem zgęstniał i 1/3 opakowania nadaje się do kosza.

Podsumowując: krem marki Duetus dobrze matuje skórę na około 6h, szybko się wchłania. Niestety ten kosmetyk ma okropny zapach, do którego nie mogłam się przyzwyczaić przez trzy miesiące. Dlatego nie kupię go ponownie, bo dla mnie stosowanie kosmetyków ma również sprawiać przyjemność.


Znacie kosmetyk marki Duetus?


14.2.21

Niedzielny spacer po lesie| zimowe kadry

Niedzielny spacer po lesie| zimowe kadry


 Coś czuję, że nadejście wiosny w tym roku sprawi mi ogromną radość. Bo aktualnie mamy atak zimy. Co prawda pięknej i mroźnej zimy, ale czekam już na wiosnę. W tej sytuacji idealnie pasuje powiedzenie "Idzie luty, załóż ciepłe buty". Akurat na początku miesiąca kupiłam na wyprzedaży fajne, ciepłe buty ;) Mam już straszną ochotę by schować ciepłe swetry na dno szafy, podobnie jak czapki i szaliki, a wyjąć zwiewne koszule i założyć trampki. 

Póki co, postanowiłam skorzystać z pięknej zimowej aury i razem z Mężem wybraliśmy się na spacer do lasu. Patrząc na temperatury w prognozie pogody będzie się robić cieplej z każdym dniem. Być może już nie będzie okazji by spacerować po ośnieżonym lesie. Warto uwiecznić na zdjęciach ten krajobraz, nie wiadomo kiedy znów będzie taka zima. Każda pogoda jest dobra by się przejść , tylko nie zawsze chce się człowiekowi ruszyć z kanapy. Tym bardziej w niedziele, gdy można poleżeć pod kocem z kubkiem gorącej herbaty w towarzystwie dobrej książki czy serialu. 




Oczywiście zabraliśmy ze sobą Marvela, żeby się wybiegał. Spacery po mieście nie sprawiają mu takiej radości, jak właśnie przechadzki po lesie. Psiak kocha śnieg. co chwilę znikał w jakieś zaspie, z której wystawały mu tylko czarne uszy. Przy okazji nakręciłam filmiki dla behawiorystki. Niepokoi mnie zachowanie Marvela w samochodzie, jest bardzo pobudzony i piszczy. Wspólnie poszukamy jakiegoś rozwiązania, bo w wakacje chcielibyśmy pojechać gdzieś razem. 




Nie muszę chyba wspominać, że takie zimowe spacery maja korzystny wpływ na nasze zdrowie. Zima w mieście to niestety często problem ze smogiem. W lesie wreszcie można pooddychać świeżym powietrzem, pełną piersią bo nie trzeba nosić maseczki. Godzinny spacer wystarczy by poczuć się lepiej, psychicznie i fizycznie. Budowanie odporności w dzisiejszych trudnych czasach covidowych jest szczególnie ważne, a właśnie dzięki ruchowi o nią zadbamy. Przy okazji zahartujemy organizm, a mroźne zimne powietrze pomaga w walce z infekcjami. Dodatkowo niedzielny spacer sprawi, że w nowy tydzień wejdziemy z nową energią i czystym umysłem. Mnie spacery pomagają np. na bóle głowy i bezsenność. A odkąd zaczęłam regularnie chodzić spalam zbędne kalorie i wreszcie chudnę. 


Lubicie zimowe spacery?

Czekacie już na wiosnę?


10.2.21

Podsumowanie stycznia| zimowe spacery| psi behawiorysta

Podsumowanie stycznia| zimowe spacery| psi behawiorysta


Witajcie w lutym :)  Znów lekkie opóźnienie, czyli dzień jak co dzień. Ruszam z podsumowaniem pierwszego miesiąca w roku.Wiem, że dla wielu z Was to listopad jest najbardziej przygnębiającym miesiącem w roku, ale dla mnie to zdecydowanie styczeń. Gdy myślę o styczniu, to nie mam zadnych konkretnych skojarzeń, jest dla mnie  hmm... taki bezbarwny. W moim odczuciu jest prostu nijaki. Chociaż ku mojemu zaskoczeniu nie był to najgorszy początek roku jaki zaliczyłam. W drugiej połowie miesiąca wzięłam się w garść odwiedziłam fryzjera, kosmetyczkę i poumawiałam się na zaległe wizyty u specjalistów. To co mnie najbardziej zasoczyło duże ilości śniegu. Pogodziłam sie już z myślą, że białych zim już nie będzie. A to właśnie dzięki temu białemu puchowi ten styczeń stał się znośny. Poza tym, udało mi się spotkać ze znajomymi na zimowy spacer w pięknych okolicznościach przyrody. Pokazywałam relację na IG. Jeżeli obserwujecie nie na Instagramie to wiecie, że byłam również w Warszawie by obejrzeć świąteczne iluminacje. Jest to już moja mała tradycja, że zawsze w pierwszych dniach stycznia czy to ze znajomymi, czy z rodziną wybieram się na wycieczkę do Stolicy. Iluminacje co roku mnie zachwycają, ale te, które zobaczyłam teraz mnie oczarowały, są/były mega klimatyczne. Odnoszę wrażenie, ze choinka przy Zamku Królewski z roku na rok jest coraz większa. I jak co roku było okropnie zimno i trzeba było ratować się grzanym winem. Potem była oczywiście obowiązkowa wizyta w Ikea, z tego sklepu nie da się wyjść z pustymi rękoma ;)


 
Stałym punktem każdego dnia stały się oczywiście obowiązkowe długie spacer z psem. Przed adopcją obawiałam się najbardziej, że nie będzie mi się chciało z nim chodzić na spacery. Na szczęście szybko zaczęło mi to sprawiać ogromną przyjemność. Po ciężkim dniu pracy taki spacer pozwala mi się zresetować, "przewietrzyć mózg" i odpocząć. Marvel jest wymagającym psiakiem, potrzebuje dużo ruchu, ciężko go zmęczyć zarówno fizycznie, jak i intelektualnie. Jak każdy porzucony pies, tak i mój biały Klusek jest pełen lęku, nie ufa ludziom, ani innym psom. Wymaga dużo pracy i zainteresowania. Dlatego od stycznia jesteśmy pod opieka behawiorystki. Dostalismy kilka pomocnych wskazówek, które od razu przyniosły pozytywne efekty. Cześć rzeczy, o których mówiła behawiorystka wprowadziłam sam wcześniej, bo tak podpowiadała mi intuicja. Najważniejsze by nie dochodziło do bezpośrednich konfrontacji z innymi psami, bo Marvel porostu prawie wszystkich się boi. Nadal boi sie nowych sytuacji, a także tego ze może zostać przez nas porzucony. Mimo wielu problemów  i tak jestem w nim zakochana po uszy ;)
 
Nowości kosmetycznych zn ów nie mam zbyt wiele, do pokazania. Głównie kosmetyki, które kupiłam od razu wskoczą na miejsce zużytych. Po raz kolejny skusiłam się na duet kosmetyków marki Yope, tym razem o zapachu dzikiej pomarańczy. Z przednich świątecznych żeli pod prysznic byłam zadowolona, wiec gdy zobaczyłam ten zestaw w fajnej promocyjnej cenie kupiłam bez wahania. Kolejny kosmetyk to krem Bielenda do rąk, pisałam na blogu o wersji kokosowej. Oba warianty są super. Robię kolejne podejście do odżywek z OnlyBio, miałam wersje emolientowa, która okazała się totalnym bublem. teraz zaczęłam stosować wersję z proteinami i jest dużo lepsza dla moich włosów.

Kolejne nowości to dwa kremy z Bandi. Wersje Sebo Care kupiłam z myślą, ze będę stosować ten krem rano, pod makijaż. Podobno fajnie matuje, co jest dla mnie kluczowe przy wyborze kremu na dzień. Natomiast na noc wybrałam krem intensywnie nawilżający. Miałam kilka próbek tego kremu i był świetny. Na koniec został krem do rak marki Ziaja. Kupuje go głównie ze względu na Męża, to jego ulubiony krem do rąk, bo ma pompkę ;)


To by było na tyle :) Ciekawa jestem jaki dla Was był pierwszy miesiąc nowego roku? Łaskawy, czy może rok zaczął sie bardzo dobrze?



Copyright © 2016 PRZY KUBKU HERBATY , Blogger