29.8.20

Temat miesiąca: Czy potrafimy odpoczywać efektywnie?

Temat miesiąca: Czy potrafimy odpoczywać efektywnie?

Wydawać by się mogło, że najprostszą rzeczą na świecie jest odpoczywanie. Co może być w tym trudnego? Każdy ma swój własny sposób na relaks, ale nie zawsze czuje, że odpoczywa. Sama złapałam się na tym, że nawet na wyjeździe wakacyjnym często żyję w pędzie. Mam mega długą listę miejsc wartych odwiedzenia i w krótkim czasie chce zbyt wiele zobaczyć. Tak było na Mazurach. Zobaczyliśmy wiele pięknych miejsc, ale czy faktycznie wypoczęłam? Czasami zastanawiam się, czy dałabym radę zaszyć się na tydzień w jakieś małej chatce nad jeziorem i w ten sposób odpocząć. Bo wydaje mi się, że ciągle muszę sobie dostarczać jakichś bodźców. Jeżeli pozwolę sobie na "nic nierobienie" być może będą mnie męczyć wyrzuty sumienia, że jest tyle rzeczy do zobaczenia, a ja tak po prostu siedzę w jednym miejscu. Czy zawsze trzeba efektywnie wykorzystywać każdą godzinę w ciągu dnia?

Staramy się by nasze życie, było zaplanowane z dokładnością, co do minuty. Co gorsze, planujemy nawet odpoczynek, rozpisujemy w plannerach godziny, w których możemy odpocząć.  Byle tylko nie zmarnować czasu.

U mnie wyrzuty sumienia pojawiły się w trakcie kwarantanny. Widziałam jak inne dziewczyny, w tym czasie aktywnie działały, brały udział w kursach, brały się za remonty, robiły generalne porządki itp. A ja miałam ochotę na odpoczynek i regenerację. Ciągle biłam się z myślami, uważałam że MUSZĘ coś robić, a czytanie książek, porządne wysypianie się, oglądanie filmów jest marnowaniem czasu. Czy moje podejście oznacza, że jestem leniem?


Według naukowców coraz więcej ludzi żyje w pełnej mobilizacji przez cały rok. Przez co szybko pojawia się np. wypalenie zawodowe, permanentne zmęczenie, bezsenność. 

Dzieje się tak, ponieważ pojawia się strach, że idąc na urlop, przepadnie nam jakiś projekt, który pomógłby w awansie albo w firmie będą akurat wtedy wdrażane nowe rzeczy i będziemy do tyłu, przepadnie szansa na złapanie kilku nadgodzin i zarobieniu dodatkowych pieniędzy. W związku z tym zdarza się, że zamiast pozwolić organizmowi na regenerację, przeglądamy branżowe strony, żeby nie wypaść z obiegu, sprawdzamy regularnie skrzynkę mailową, myślimy nad kolejnymi zawodowymi przedsięwzięciami. Nie muszę chyba mówić, że takie podejście fatalnie wpływa na psychikę. 

Są też ludzie, którzy boją się urlopu, czasu bez pracy. Gdy pracują i mają zajęte umysły, nie mogą wówczas myśleć o życiu prywatnym, w którym źle się dzieje. Boją się konfrontacji z rzeczywistością i stawienia czoła problemom np. w związku, czy ze zdrowiem. 

W swoim otoczeniu mam takie osoby, które cieszą się, że z powrotu do pracy. Są bardziej zmęczone niż przed urlopem. Okazuje się, że zaplanowały w ciągu tych dwóch tygodni załatwić "milion" spraw, co zaowocowało totalnym wyczerpaniem. A poza tym, przebywanie ze wszystkimi członkami rodziny w domu, zamiast przynieść radość, wywołało u nich frustrację.  

Próbując różnych form relaksu, znalazłam swój prawie idealny przepis na odpoczynek. Wiem, że najciężej jest mi się zregenerować w domu. Nie potrafię oderwać od codziennej rutyny (pranie sprzątnie, zakupy, gotowanie). Wychodzę z założenia, że po to pracuję cały rok, żeby móc sobie pozwolić na przynajmniej tygodniowy wakacyjny wyjazd. Odpocząć od zawodowych, ale i domowych obowiązków. Dlatego bardzo spodobały mi się wyjazdy z biurem podróży. Nie martwię się o transport, noclegi, wyżywienie. Jedyne, o czym muszę pamiętać, to naładowanie baterii w aparacie. Chociaż nadal tkwię w schemacie, że muszę zobaczyć jak najwięcej. Dlatego wybieram wycieczki z bogatym programem zwiedzania. Co nie jest do końca dobre, bo jest to objaw leku przed utratą czegoś.  Wiem, że dla własnego dobra powinnam odpuścić. Zatrzymać się w jednym miejscu na dłużej i włączyć tryb slow.

Niesamowicie istotnie jest, by każdego dnia znaleźć chwilę dla siebie na regenerację i odpoczynek. Może to być 15 minut spędzone z filiżanką aromatycznej kawy lub herbaty, długa kąpiel, zatrzymanie się w miejscu i wzięciu kilku głębokich oddechów, przeczytanie kilku stron książki, czy czasopisma, zrobienie ćwiczeń relaksacyjnych,  po prostu zrobienie tego, co sprawia nam najwięcej przyjemności. 
Kolejną ważną rzeczą jest nauczanie się odpuszczania i uświadomienie sobie, że świat się nie zawali i Ziemia nie przestanie się kręcić, jeżeli czegoś nie zrobimy, nie zobaczmy, czy coś przegapimy. 
Słowem klucz, jest słowo BALANS - czas na pracę, obowiązki domowe i na relaks.


Ciekawa jestem, jaki Wy macie stosunek do odpoczynku i urlopu? 

Wykorzystujecie wolne chwile na relaks czy jednak skupiacie się tym by ten czas, był jak najbardziej produktywny?


24.8.20

Wegańskie kosmetyki Be Beauty z Biedronki

Wegańskie kosmetyki Be Beauty z Biedronki


W połowie lipca na Biedronkowych półkach  pojawiła się nowa seria kosmetyków do domowego spa. W ofercie znalazły się maski na tkaninie i kremowe, sole i kule do kąpieli, żele pod prysznic oraz mydła do rąk.

Moja wrodzona ciekawość nie pozwoliła mi przejść obojętnie obok nowości kosmetycznych z Biedronki. Tym bardziej, że reklamowane są jako kosmetyki wegańskie, a składniki z których powstały w ponad 90% są pochodzenia naturalnego. Do tego dochodzą bardzo atrakcyjne ceny. 

Zdecydowałam się na zakup następujących kosmetyków maski na tkaninie, żelu pod prysznic oraz perełek do kąpieli stóp.

Wypróbowałam trzy rodzaje masek: z ogórkiem i herbatą matcha, z zielonymi algami i kwasem hialuronowym, wodą różaną i jagodami acai. Zawierają od 93% do 95% składników pochodzenia naturalnego. Cena tych masek to 3,99 zł. 

Maski na tkaninie chociaż zawierają różne składniki aktywne według mnie działają bardzo podobnie. Głównie różnią się między sobą zapachem. Bardzo spodobał mi się zapach maski z zielonymi algami, przyjemny był również tej z wodą różaną, natomiast maska z ogórkiem pachniała tak okropnie i drażniąco (płynem do naczyń Ludwik), że po 5 minutach musiałam ściągnąć płachtę, bo zaczęło mi być niedobrze od tego zapachu. 

Zaskoczyło mnie, jak dobrze nawilżają te maseczki. Skóra po zastosowaniu tych produktów była miękka i odżywiona oraz delikatnie rozjaśniona. Niektórym osobom może przeszkadzać, że pod zdjęciu tkaniny z twarzy skóra mocno się lepi, nawet po całkowitym wchłonięciu się esencji.  Jeśli chodzi o działanie nie mam czego się czepić. 

Największą niedogodnością okazały się źle wykrojone płachty. Totalna porażka. Tkanina była zbyt długa i strasznie wąska, sięgała mi do połowy policzków. Otwory na oczy i usta były bardzo małe, materiał wchodził mi do oczu. 

Zupełna nowością były dla mnie Perełki do stóp. Nigdy wcześniej nie stosowałam tego typu kosmetyków do pielęgnacji stóp. Opakowanie zawiera 75 g produktu i kosztuje 2.99 zł. Jedna saszetka to jedno użycie, ale ja podzieliłam to na dwie aplikacje. Perełki pachną bardzo intensywnie, owocowo, egzotycznie. Nie poodwiedzałabym, że jest to zapach mango. 

Drobiny szybko rozpuszczają się w wodzie. Kąpiel okazała się bardzo przyjemna i relaksująca. Po całym dniu chodzenia tego właśnie potrzebowały moje stopy. Skóra po kąpieli była miękka i nawilżona. Mimo, że efekty nie były długotrwałe to z chęcią powtórzyła bym ten "zabieg".Dodam, że perełki zawierają mocznik, olejek z awokado i winogron. 

Ostatnim kosmetykiem jest Żel pod prysznic Malina i lawenda. Nie miałam chyba jeszcze żadnego kosmetyku pachnącego lawendą dlatego zdecydowałam się na właśnie tą wersję żelu. Kosmetyk zawiera 98% składników pochodzenia naturalnego, a kosztuje tylko 5,99 za 400 ml. Z tego produktu jestem najbardziej zadowolona. Pachnie bardzo delikatnie lawendą, mnie ten zapach niesamowicie się podoba. Żel ma dość gęstą konsystencję, dobrze się pieni, jest wydajny. Oczywiście dobrze oczyszcza skórę, przy okazji delikatnie ją nawilża. Po prysznicu czuję, że jest ona bardziej miękka i ogólnie miała w dotyku.  Dobry kosmetyk w niskiej cenie.

Podsumowując: kosmetyki Be Beauty na szczęście nie okazały się totalnymi bublami. Może i nie zachwycają działaniem, ale są całkiem dobre. Gdyby nie to, że maski mają beznadziejnie wykrojone płachty, zrobiłabym zapas tych produktów, szczególnie maski z zielonymi algami. Jeżeli uda mi się jeszcze dostać żel pod prysznic z lawendą kupię kolejne opakowanie. 

Patrząc na składy tych kosmetyków oraz innych dostępnych w Biedronce zdecydowanie lepiej sięgnąć po te omawiane w tym poście. 


Skusiłyście się na Biedronkowe nowości kosmetyczne?

21.8.20

Lato pachnące poziomkami| Woda toaletowa Tous Flora Touch

Lato pachnące poziomkami| Woda toaletowa Tous Flora Touch

Nie powinno oceniać się książki po okładce i tak samo perfum po flakonie. W przypadku Wody toaletowej Tous Floral Touch było inaczej. Zachwyciłam się przepięknym opakowanie, a zapach stal się  sprawą drugorzędną.

W ubiegłym roku pojawił się na blogu post o dwóch zapachach na lato. Pisałam w nim  mi.in. o perfumach DKNY Be Delicious Gresh Blossom, których z powodzeniem używam także w tym roku. I ten zapach jeszcze bardziej podoba mi się niż w ubiegłe wakacje.  Jest subtelny, otulający, a przy tym trwały, to moja ulubiona kompozycja kwiatowo-owcowa. 

Nie miałam w planach zakupy żadnego konkretnego zapachu na lato, dopóki nie zobaczyłam w Sephorze flakonu Floral Touch.

Nuty zapachowe:
nuta głowy: bergamotka, cytryna, mandarynka, liść fiołka
nuta serca: tuberoza, poziomka, imbir, jaśmin
nuta bazy: piżmo, żywica bursztynowa, cedr

Wszystkie moje zapachy to kompozycje kwiatowo-owocowe, tak tez jest w przypadku Tous Floral Touch. Nie jest to jednak delikatny zapach a mocno wyrazisty. Na pierwszy plan wysuwa się zapach poziomek, bardzo przyjemny, dalej wyczuwam nuty kwiatowe. Nie jest to zapach bardzo słodki, czuć też cytrynowy akcent. Na początku był dla zbyt mocny, z biegiem czasu przyzwyczaiłam się to niego, a teraz już nawet go nie wyczuwam. 

Według mnie ten zapach fajnie komponuje się z luźnymi stylizacjami w miejskim stylu. Ten zapach uzupełnia mój ulubiony rodzaj outfitu, czyli jasne jeansy, luźniejszy t-shirt, trampki, słomkowa torebka, do tego okulary przeciwsłoneczne i ulubiona biżuteria. 

Na pewno nie jest to zapach uniwersalny i nie dla każdego, może wydać się niektórym nieco duszący. Ale pewne jest to, że będzie się pięknie prezentować na toaletce ;)


Jaki jest Wasz ulubiony letni zapach?


17.8.20

Pędzle do makijażu marki KillyS| seria Pastelove i Sakura

Pędzle do makijażu marki KillyS| seria Pastelove i Sakura


Obecnie na rynku dostępnych jest mnóstwo przeróżnych pędzli do makijażu. Marki prześcigają się w wymyślaniu coraz bardziej dizajreskich akcesoriów kosmetycznych. Pędzle dają nam możliwość w dużo prostszy sposób wykonać makijaż twarzy. Używamy ich do aplikacji podkładu, pudru, bronzera, rozświetlacza, jednak najczęściej korzystamy z pędzli, by precyzyjnie nałożyć cienie na powieki. Szczecinę pędzla wykonuje się z materiałów naturalnych lub syntetycznych, a rączka jest zwykle zrobiona z tworzywa sztucznego lub drewna.

Jakiś czas temu Koleżanka poleciła mi wypróbować pędzle do makijażu marki KillyS z serii Pastelove. Szczególnie ten do pudru i różu/bronzera. Pamiętam, że porównała je do pędzli Zoeva. W tej kwestii nie wypowiem się, bo nie mam żadnego pędzla tej marki.

Niewątpliwą zaletą akcesoriów do makijażu KillyS jest to, że są one dostępne np. w Rossmannie w rozsądnych cenach (pędzel do pudru kosztuje ok. 24 zł).

Jak widać na pierwszym zdjęciu, aktualnie posiadam 6 pędzli KillyS. 4 z nich pochodzą z serii Pastelove. Kolekcja pędzli posiada włosie wzbogacone pudrem zielonej herbaty, słynącej z właściwości kojących, antybakteryjnych i bogactwa antyoksydantów. Zielona herbata sprzyja dłuższemu zachowaniu czystości włosia. A także dwa pędzelki z serii Sakura do smoky eye, których włosie zawiera japoński biały węgiel Binchótan słynący z  właściwości antybakteryjnych.

- pędzel do pudru #01

- pędzel do różu/bronzera #02

- pędzelek do nakładania cieni na cała powiekę  #04

- pędzelek do precyzyjnego nakładania cieni #05

- pędzelek do aplikacji cienia na powiekę górna i dolną

- pędzelek do blendowania cieni

Pędzle zostały wykonane ręcznie, posiadają syntetyczne włosie, a trzonki wykonano z drewna. Maja piękne pastelowe kolory i dobrze leżą w dłoni. Pomimo codziennego używania i częstego mycia nie odkształciły się, a włosie nie wypada.

Moim ulubieńcem jest pędzel do pudru #01. O jeny! jaki on jest miękki!!! Aplikacja pudru dzięki niemu jest miłym doznaniem, delikatnie omiatam nim twarz i sprawia mi to przyjemność. Dzięki dużej objętości włosia w  szybki sposób rozprowadza się nim puder. Nie pozostawia smug, czy plam. 

Pędzelek o numerze #02 ze ściętym włosiem  lepiej niż do różu sprawdza się u mnie do aplikacji bronzera. Chociaż włosie jest tak samo miękkie to, jednak  jest ono mocno zbite, dlatego wygodniej jest mi nakładać nim właśnie bronzer. Do różu wolę delikatniejszy pędzel. 

Jestem również zadowolona z pędzelków służących do nakładania cieni. Są bardzo precyzyjne. Duet pędzli #04 i #05 świetnie sprawdza się w codziennych makijażach oczu. Pędzelkiem #05 można również fajnie rozblendować granice między cieniami.

Najmniej jestem zadowolona z pędzelka do blendowania z serii Sakura. Jest bardzo delikatny i niestety zbyt giętki.  Zdecydowanie lepiej sprawdzają się u mnie  Hakuro H77 i H79.

Podsumowując: pędzle bardzo ładnie się prezentują, są dobrze wyprofilowane i mają niesamowicie miękkie włosie. Wykonywanie makijażu tymi pędzlami to przyjemność. 


Pędzle, jakiej marki są Waszymi ulubionymi?

 

13.8.20

Mazurski weekend| Fotorelacja z wyjazdu

Mazurski weekend| Fotorelacja z wyjazdu

Wiele razy słyszałam powiedzenie "Mazury-cud natury". Również wiele osób polecało mi wybrać się do krainy 1000 jezior. Jednak mnie nigdy nie było tam po drodze. Zwykle jeżdżę na urlop w góry lub nad morze. O czym Wam ostatnio napisałam w tym wpisie KLIK. Jednak byłam bardzo ciekawa mazurskiego klimatu. Dlatego dość spontanicznie zdecydowaliśmy się na weekendowy wyjazd do Giżycka. 

Gdy już udało mi się zarezerwować nocleg, zaczęłam wertować internet w poszukiwaniu miejsc wartych odwiedzenia i lokalnych atrakcji.  

Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy były Mikołajki. Chyba najbardziej znana miejscowość na Mazurach, co było widać po tłumach jakie spotkaliśmy na licach, w lokalach i na promenadzie. Byłam w lekkim szoku, bo nie spodziewałam się tylu ludzi. Dlatego zjedliśmy przepyszny obiad, chwilę jeszcze pospacerowaliśmy i wyruszyliśmy w stronę Giżycka. Gdy dotarliśmy na naszą kwaterę padliśmy ze zmęczenia. 


Wieczorem wybraliśmy się na  rejs by obejrzeć zachód słońca. W trakcie wyjazdu pływaliśmy z Żeglugą Mazurską KLIK. Rejs trwał około 2h. Płynęliśmy po Jeziorze Niegocin, a zachód słońca był równie piękny jak nad morzem, było bardzo romantycznie. Niebo obfitowało w pomarańczowo-złote barwy, żaglówki na jego tle wyglądały przepięknie.



Kolejny dzień spędziliśmy aktywnie, ale i nie mogło zabraknąć kolejnego rejsu. Zarówno w Mikołajkach jak i w Giżycku można  wynająć łódkę/ motorówkę nawet jak nie posiada się patentu żeglarskiego. My jednak woleliśmy nie ryzykować ponieważ żadne z nas nigdy nie trzymało steru w rękach, a na jeziorach bywa tłoczno. 

Zaczęliśmy od zwiedzania Twierdzy Boyen. nie raz już Wam wspominałam, że uwielbiam stare ruiny zamków, fortyfikacji, itp. Dlatego nie mogłam przejść obok takiego miejsca obojętnie. Twierdza Boyen została wzniesiona w latach 1844-1856 jest doskonale zachowanym przykładem pruskiej szkoły fortyfikacyjnej. Stanowiła główne ogniwo w łańcuchu umocnień zamykających od wschodu dostęp na teren państwa pruskiego. Zbudowana została na obszarze liczącym ok. 100 ha i stanowiła bardzo ważny obiekt strategiczny Prus Wschodnich. 

Obecnie teren twierdzy poprzecinany jest licznymi oznakowanymi ścieżkami spacerowymi. Przy kasie dostępne są darmowe foldery z mapkami obiektu i oznaczonymi szlakami pieszymi. W kilku budynkach zorganizowano wystawy tematyczne z interesującymi eksponatami. W twierdzy spędziliśmy około 2h.



Następnie udaliśmy się na rejs po trzech jeziorach (Niegocin, Kisajno i Tajny) i trzech kanałach (kanał Niegociński, Piękna Góra oraz kanał Łuczański). Bardzo przyjemny rejs z ciekawymi widokami. Gdyby nasza wyjazd trwał dłużej na pewno każdego dnia, bralibyśmy udział w jakiś rejsie. Mega mi się to spodobało. Tego dnia akurat było upalnie, a na pokładzie statku. gdy płynęliśmy wiał przyjemny chłodny wietrzyk. Jedną z atrakcji Giżycka jest obrotowy most, otwarcie którego obserwowaliśmy z łodzi.  

Most został zbudowany w 1898 roku i stanowi interesujący zabytek techniki. Ze względu na typ konstrukcji jest unikatowy w skali kraju i jeden z kilku mostów tego typu w Europie. 



Dzień zakończyliśmy krótkim wypadem do miejscowości Ryn, gdzie znajduje się m.in. imponujący zamek krzyżacki wzniesiony na wzgórzu w centrum miasta około roku 1337 . Zamek znajduje się w prywatnych rękach (obecnie jest to hotel),  z powodu sytuacji z koronawirusem nie można go było zwiedzać. W przeciwieństwie do Mikołajek, czy nawet Giżycka, w Rynie było niewielu turystów. Można było łatwo znaleźć ławeczkę nad brzegiem jeziora i zjeść lody. 


Ostatnim miejscem, które odwiedziliśmy na Mazurach był Wilczy Szaniec. W latach 1941–1944 była kwatera główna Adolfa Hitlera. Wilczy Szaniec to kompleks imponujących rozmiarami bunkrów oraz innych zabudowań, gdzie Hitler podejmował najważniejsze decyzje dotyczące II wojny światowej. Także tutaj dokonano nieudanego zamachu na przywódce  III Rzeszy. Na podstawie tych wydarzeń powstał film z Tomem Cruisem w roli głównej, pt. Valkiria. 



 

Był to bardzo udany wyjazd, pogoda nam dopisała, a jeziora nas zachwyciły. Pewne jest, że wrócimy na Mazury, ale już na dłużej. 


9.8.20

Upiększający krem CC Magic skin| Eveline

Upiększający krem CC Magic skin| Eveline

Kremy CC (skrót od Color and Cream)to wielozadaniowe kosmetyki, które powinny łączyć w sobie cechy kremu nawilżającego, podkładu i korektora. W prosty sposób te produkty mają pomóc w osiągnięciu efektu rozświetlonej i zdrowej cery, zakryć niedoskonałości, a przy tym wszystko ma wyglądać bardzo naturalnie.

Upiększający krem CC Magic skin kupiłam z myślą by wypróbować coś innego niż krem BB z Bourjois, którego używam od prawie dwóch lat. Poza tym jeden kosmetyk i trzy działania, prościej i łatwiej w codziennej pielęgnacji

Eveline, Magic Skin CC, Upiększający krem nawilżający na zaczerwienienia 8 w 1
cena: 20 zł/ 50 ml

Wg producenta krem CC wyrównuje koloryt,chroni przed UV i smogiem, rozświetla i wygładza, intensywnie nawilża 24H, minimalizuje niedoskonałości, redukuje oznaki zmęczenia, łagodzi podrażnienia, optycznie odmładza.

Piękne obietnice, a jakie działanie ma ten krem w rzeczywistości i czy sprawdził się przy mojej mieszanej cerze?
Zacznę od tego, że przy pierwszej aplikacji zaskoczyło mnie to, że krem jest w kolorze mocno rozbielonej zieleni. Zawiera również mnóstwo ciemnych drobinek, ale już po delikatnym roztarciu krem zmienia kolor. Niestety ten kolor okazał się zbyt ciemny dla mnie i w totalnie nie mojej tonacji. Na mojej twarzy wygląda na brązowy. 
Krem jest tłusty, potrzebuje dłuższej chwili by całkowicie się wchłonąć, wtedy skóra staję się delikatnie zmatowiona, ale i rozświetlona i miła w dotyku. Niestety, w ogóle ten kosmetyk nie zakrył niedoskonałości, wręcz odwrotnie kolor kremu sprawił, że był jeszcze bardziej widoczne. 
Po upływie godziny, gdy spojrzałam w lustro moja twarz świeciła się jakbym wysmarowała się mega tłustym kremem. Zamiast efektu redukcji oznak zmęczenia, wyglądałam jakbym przebiegła maraton.
Kolejnym razem zaraz po aplikacji kremu CC nałożyłam puder sypki, ale po krótkim czasie na twarzy miałam ciasto. 
Poza tym, za każdym razem gdy nakładałam ten krem miała takie dziwne uczucie jakbym nosiła jakąś maskę, jakbym coś przywarło do mojej skóry. 

Podsumowując: krem CC Magic Skin marki Eveline okazał się nieodpowiedni do mojej cery mieszanej, nie współgrał z innymi kosmetykami, których używam do codziennego makijażu. Zamiast efektu upiększenia po aplikacji tego produktu, moja skóra wyglądała na zmęczoną, do tego kolor okazał się zbyt ciemny i podkreślał niedoskonałości. 


Stosujecie kremy BB lub CC w codziennym makijażu?


4.8.20

Podsumowanie lipca| R.O.D.O.S| zakupy kosmetyczne i nowości z Biedronki

Podsumowanie lipca| R.O.D.O.S| zakupy kosmetyczne i nowości z Biedronki

Witajcie w sierpniu :) Kubek herbaty jest, zdjęcia zrobione, można brać się za podsumowanie miesiąca! Połowa wakacji za nami, ale ja jakoś tego nie czuję. Nadal jestem miesiąc do tyłu, zapomniałam nawet o urodzinach Przyjaciółki, które były na początku lipca. Wtopa na całego, na szczęście zostało mi to wybaczone ;) Chyba za bardzo skupiłam się na odliczaniu dni do urlopu.
Prawie wszystkie soboty od końca czerwca spędzam na RODOS, oczywiście nie mam na myśli greckiej wyspy, a Rodzinne Ogródki Działkowe Ogrodzone Siatką. Razem z mężem kupiliśmy działkę. Nosiliśmy się z tym od jakiś dwóch lat. Ogródki działkowe w tym roku przeżywają swój renesans, przy okazji osiągając zawrotne ceny. Wybraliśmy tańszą opcję, kupiliśmy 380 m2 chaszczy. Co oznaczało mnóstwo pracy, ale my się ciężkiej pracy nie boimy.  W tym roku nie uda się wszystkiego zrobić, ale nigdzie nam się nie spieszy, a grilla będzie można już zrobić we wrześniu. Do tej pory wycięliśmy wszystkie krzaki, dziko rosnące drzewa, zamówiliśmy rębak, który przerobił to wszystko na wióry. Kolejny etap to wyrównanie terenu koparką. Przed nami jeszcze zamówienie wywrotki czarnej ziemi i postawienie ogrodzenia. Liczymy, ze jeszcze uda nam wysiać trawę i przed jesienią urośnie. A w przyszłym roku postawmy niewielki domek.
Chcemy, żeby to była typowa działka rekreacyjna, bez grządek z warzywami, a piękną, soczystą trawą, hamakiem i miejscem na grilla.


Poza wizytami na RODOS , wyjechałam na weekend na Mazury. To był mój pierwszy raz w krainie tysiąca jezior. Nie wiedziałam czego spodziewać. Jednak więcej na temat tego wyjazdu przeczytacie w kolejnym poście.


W ostatnim czasie instagram zdominowały zdjęcia kosmetyków z Biedronki. Pojawiła się nowa linia kosmetyków wegańskich w bardzo atrakcyjnych cenach. Postanowiłam przekonać się na własnej skórze, czy za niską ceną idzie dobra jakość.
Natomiast w szafach Bell zawitały produkty do makijażu, w składzie których znajdują się składniki pochodzenia naturalnego. Najbardziej zależało mi na rozświetlaczu, ale nie udało mi się go dostać. Ogólnie te kosmetyki ciężko jest dostać :(
Przy okazji wizyty w Biedrze kupiłam również maseczki marki Dermaglin.


W poprzednim poście opisałam kilka ulubionych kosmetyków z serii Lirene Natura KLIK, do mojej codziennej pielęgnacji stosuję przede wszystkim wspomnianych wyżej produktów oraz kosmetyków marki Bandi. Kilka rzeczy sprawdziło się u mnie świetnie, dlatego postanowiłam wypróbować kolejne: tonik morski, krem pod oczy oraz morski żel do mycia twarzy. A także Hydrolat lawendowy z Lirene Natura.
Dwa ostatnie produkty to nowość z Pantene odżywka do włosów Hair Biology oraz żel pod prysznic z olejkiem z mango marki Lirene.


Na zakończenie zakupy, które są widoczne pierwszym zdjęciu, czyli nowy kubek (Biedronka), płyta Sanah i woda toaletowa Tous Flora Touch.

Lipiec nie był najbardziej emocjonującym miesiącem w tym roku, wiele się nie wydarzyło. Rzecz jasna miałam inne plany na ten miesiąc, ale życie pisze własne scenariusze. Pierwszy raz pomyślałam, że ten rok mógłby się już skończyć, razem z tą pandemią, bo ostatnie statystyki znów przerażają.

Ciekawa jestem, jak Wam minął lipiec?
Pozdrawiam serdecznie!

Copyright © 2016 PRZY KUBKU HERBATY , Blogger