29.4.19

Tołpa Urban Garden 30+ | Krem na dzień - witalność z antyoksydantami

Tołpa Urban Garden 30+ | Krem na dzień - witalność z antyoksydantami
Tołpa Urban Garden 30+

Wybierając krem na dzień istotne jest dla mnie by był odpowiedni przede wszystkim pod makijaż. Na co dzień nie stosuję baz, dlatego ważne jest dla mnie by kosmetyk nie tylko nawilżał i pielęgnował, ale i przygotował twarz do nałożenia podkładu i reszty makijażu. Najgorzej, gdy krem zaczyna sie rolować w trakcie robienia make-up'u. Kremy na dzień powinny chronić naszą skórę przed słońcem oraz innymi czynnikami zewnętrznymi (zanieczyszczone powietrze, klimatyzacja itp).

Tołpa, Urban Garden 30+, Krem-witalność z antyoksydantami
cena: 40 ml/ ok. 25 zł

Po krem z Tołpy sięgnęłam z ciekawości, skusiły mnie obietnice producenta i informację zawarte na opakowaniu. Cena była też atrakcyjna. Sprawdziłam również opinie w internecie, u większości kobiet ten krem się sprawdził.

Na opakowaniu znalazłam informacje, że seria Urban garden to kosmetyki inspirowane ogrodem, które dobrze sobie radzą ze skutkami życia w mieście, chronią przed smogiem, klimatyzacją, powietrzem złej jakości, naprawia uszkodzenia, eliminuje oznaki zmęczenia, uelastycznia, wygładza zmarszczki. Nie zawiera parabenów, silikonów, oleju parafinowego. Brzmi kusząco, prawda? A jak jest w rzeczywistości?


Krem znajduje się w aluminiowej tubie, dzięki temu nie zasysa powietrza i bakterii. Ma rzadką konsystencję, łatwo może wyciec z tubki. Pachnie delikatnie i przyjemnie, jest beżowy. Łatwo rozprowadza się na skórze i szybko się wchłania. Delikatnie napina skórę i wygładza. Sprawia również, że jest rozświetlona. Dobrze nawilża przez cały dzień. Bardzo dobrze sprawdza się pod makijaż. Nie roluje się. Ogranicza wydzielanie sebum, dzięki czemu makijaż dłużej wygląda lepiej i nie potrzebuje poprawek.

Co do minusów, bo nie jest jednak tak idealnie. Nie znalazłam nigdzie informacji o filtrach, które powinienem zawierać krem na dzień. Niepokojące jest dla mnie to, że zaraz na początku składu występuje aluminium, a dokładniej Aluminum Starch Octenylsuccinate. Na temat tego składnika znalazłam skrajne informacje, że nie szkodzi i jest bezpieczny dla naszego organizmu, a inne źródła podają, że szkodzi i jest rakotwórczy. Szczerze, nie wiem co myśleć na ten temat


Podsumowując: jestem zadowolona z działania kremu Tołpa. Dobrze nawilża, zauważyłam, że wpłynął na poprawę kondycji mojej skóry, świetnie sprawdza się pod makijaż, jednak nie ma filtrów przeciwsłonecznych i ogólnie skład jest mało naturalny.


Czy możecie polecić krem na dzień z dobrym składem?

26.4.19

Maseczki pod oczy: ISANA, PUREDERM, RIVAL DE LOOP

Maseczki pod oczy: ISANA, PUREDERM, RIVAL DE LOOP
maseczki pod oczy Isana

Kluczowym elementem mojej codziennej pielęgnacji jest dbanie o skórę wokół oczu, która akurat u mnie jest bardzo wymagającą. Często miewam cienie pod oczami, dość głębokie zmarszczki, do tego często borykam się z problemem przesuszonej skóry w tym miejscu. Ze względu na to, że skóra wokół oczu jest cieńsza, delikatniejsza toteż wymaga specjalnego traktowania. Poza kremem pod oczy stosuję dodatkową pielęgnację w postaci masek. Mam trzy ulubione produkty, są to: Purederm Kolagenowa maseczka pod oczy w płatkach, Isana Maseczka oczy i usta oraz Rival de Loop Maseczka pod oczy.



Purederm, Collagen Eye Zone Mask (Kolagenowa maseczka na oczy)
cena: ok 13 zł

Po ten produkt sięgnęłam z ciekawości. Lubię maski w płachtach, które dobrze się u mnie sprawdzają i są wygodne w aplikacji, dlatego liczyłam na podobne efekty przy udziale tych płatków.

W opakowaniu (woreczek strunowy) znajduje się 30 płatków nasączonych substancją zawierającą m.in. kolagen, witaminę E, ekstrakt z zielonej herbaty. Zazwyczaj kupuję je w Hebe, gdzie często bywają w promocji. Po użyciu należy się upewnić, że opakowanie zostało szczelnie zamknięte. Mnie już zdarzyło się, że płatki wyschły i pół opakowania wylądowało w koszu.

Płatki są duże i dobrze nasączone, przy tym są niesamowicie cieniutkie. Płatki dobrze przylegają też do skóry. Maseczkę najczęściej kładę przed pójściem spać, czasem przed ważnym wyjściem. Zwykle potrzeba około 5 minut by cała substancja z płatków została wchłonięta przez skórę. Kolejny krok to nałożenie kremu pod oczy. Efekty jakie widzę, to delikatnie napięta skóra pod oczami, przez co zmarszczki są mniej widoczne. Cienie również są zauważalnie zredukowane. Skóra jest dobrze nawilżona i w ogólnie lepszej kondycji.



Isana, Maseczka oczy i usta `Pielęgnacja przeciwzmarszczkowa`cena: 2 zł/  6 ml

Maseczki Isana i Rival de Loop to właściwie to samo, różnią się tylko opakowaniami.

Maseczki dostępne są tylko w drogeriach Rossmann. Jedno opakowanie, to tak naprawdę 4 oddzielone saszetki, zawierające po 1,5 ml kremowej maseczki. Jedna taka saszetka starcza mi na 5-6 aplikacji. Produkty jak dla mnie nie pachną. W swoim składzie maja m.in. olejek makadamia, kwas hialuronowy, olejek z pestek winogron, witaminę E, pantenol. Za taką cenę, składniki są naprawdę dobre.

Te produkty nie mają wad. Mogę o nich pisać tylko w samych superlatywach. Maseczkę stosuję podobnie jak płatki tylko na noc solo, nie ma potrzeby dodatkowego nakładania kremu. Jeżeli ktoś by chciał, można stosować tę maskę codziennie, właśnie jako krem pod oczy. Skóra po zastosowaniu tego produktu jest odżywiona, świetnie nawilżona, miękka w dotyku i elastyczna. Cienie pod oczami właściwiej zniknęły, a zmarszczki stały się płytsze. Maseczka szybko się wchłania, pozostawiając delikatny tłusty film, co jest zrozumiałe gdy w składzie są olejki. Nie podrażnia i nie wywołuje alergii. Te maseczki mogą zachwycić swoim działaniem.



Podsumowując: szczególnie będę Was zachęcać do wypróbowania maseczki pod oczy z Isany. Niska cena i dobra jakość, z dobrym składem. Świetnie nawilża, przy dłuższym stosowaniu pozytywne efekty są jeszcze bardziej widoczne. Natomiast Maseczka w płatkach może się fajnie sprawdzić przed ważnym wyjściem, gdyż fajnie napina i uelastycznia skórę. Jednak nie ma tak dobrego składu jak maseczka z Isany


Czy macie ulubione produkty do pielęgnacji skóry wokół oczu? 

22.4.19

Temat miesiąca: Czy fluor szkodzi?

Temat miesiąca: Czy fluor szkodzi?
fluor fakty i mity
Fluor to silnie toksyczny pierwiastek chemiczny. Występuje naturalnie w pożywieniu i na ogół nie jest szkodliwy dla człowieka. W odpowiednich ilościach jest niezbędny dla prawidłowego rozwoju kości i zębów. Natomiast, jego nadmiar w organizmie działa odwrotnie na zęby i kości, powodując ich uszkodzenia. Problemy zdrowotne mogą być jeszcze poważniejsze, gdyż może dojść do uszkodzenia mózgu i szyszynki.

Fluor znajduje się nie tylko w pastach do zębów, ale i w preparatach owadobójczych, chwastobójczych, trutkach na szczury, herbacie, ziemniakach, wodzie pitnej, rybach. Również ten pierwiastek znajduje się w powietrzu.

Najbardziej szokująca informacją, jaką znalazłam na temat fluoru jest to, że podczas II wojny światowej hitlerowcy wykorzystywali go do otumanienia więźniów obozów koncentracyjnych. Bowiem niewielkie dawki tego pierwiastka powodują apatię, uległość i podatność na manipulację.

Kolejna to stwierdzenie, że fluor jest uznawany za jeden z najbardziej niebezpiecznych pierwiastków odpowiadający za skażenie środowiska.


Co w takim razie z pastami do zębów i innymi produktami przeznaczonymi do higieny jamy ustnej, czy są bezpieczne? Na paście do zębów z fluorem znalazłam informację "Przy przyjmowaniu fluoru z innych źródeł należy skonsultować się ze stomatologiem lub lekarzem". Innym źródłem fluoru może być dodatkowo fluoryzowana woda (np.w USA) lub sól (np. we Francji, Niemczech). Znalazłam informacje, że w Polsce nie fluoryzuje się sztucznie wody, wyjątek stanowi Wrocław. Są też rejony w naszym kraju, gdzie w wysokim stężeniu fluor występuje w wodzie naturalnie np. w Malborku. Polscy stomatolodzy zapewniają, że stosowanie pasty z fluorem jest bezpieczne. Jednak należy pamiętać, by nie połykać pasty i zawsze bardzo dokładnie wypłukiwać jamę ustną po umyciu zębów. Kolejna uwaga dotyczy mycia zębów przez dzieci. Najmłodsi powinni stosować pasty o zmniejszonej zawartości fluoru w składzie.


Podsumowując: Fluor i jemu pochodne występują w powietrzu, wodzie, glebie i pożywieniu. Jego niedobór jak i nadmiar w organizmie szkodzą. Dla równowagi warto stosować czasem do higieny jamy ustnej produkty bez fluoru. Szczególnie są one polecane dla osób z terenów o podwyższonym poziomie fluoru w wodzie.



18.4.19

Test plastrów oczyszczających na nos Bielenda, Marion Selfie project

Test plastrów oczyszczających na nos Bielenda, Marion Selfie project

test plastrów na nos

Głównym zadaniem plastrów oczyszczających na nos jest pozbycie się wągrów, które niestety zalegają w porach naszej skory. By osiągnąć lepsze rezultaty należy je stosować regularnie, ale nie częściej niż raz w tygodniu. Czy plastry oczyszczające sprawdziły się u mnie? Przetestowałam produkty trzech firm kosmetycznych Marion, Bielenda oraz Selfie project. Które plastry okazały się najlepsze? A może żaden produkt nie jest wart polecenia?

Bielenda Carbo detox
Węglowe plastry na nos
cena: ok. 5 zł, 2 sztuki w opakowaniu

Marion
Głęboko oczyszczający plaster na nos
cena: ok. 4 zł, 1 sztuka w opakowaniu

Selfie project
Ultra oczyszczające plastry na nos
cena: ok. 9 zł, 4 sztuki w opakowaniu



Aplikacja: Plaster przyklejamy zawsze na zwilżoną wcześniej skórę. Dokładnie dociskamy, by pozbyć się pęcherzyków powietrza. Po około 15 minutach, gdy plaster wyschnie należy go delikatnie zerwać, zaczynając od brzegów nosa. Zrywanie bywa czasem bolesne.

Kształt: plastry są podobnej wielkości, ten z Bielendy dodatkowo ma nacięcia, dzięki którym łatwiej jest go dopasować do kształtu nosa. Są dosyć grube. Ciężej jest je przykleić do mniejszego nosa.

Skład: Plastry z Bieledy i Selfie project zawierają aktywny węgiel, który działa antybakteryjnie, oczyszczająco i ściągająco. Wszystkie trzy zawierają oczar wirginijski, wyciąg z tej rośliny działa ściągająco i przeciwzapalnie, zapobiega także powstawaniu zaskórników.




Efekty: Najsłabszym produktem okazały się plastry firmy Selfie project. Właściwie nic się nie zadziało. Zaledwie kilka drobnych wągrów dał radę wyciągnąć. Lepsza w działaniu okazały się plastry z Bielendy. Po zerowaniu plastra było na nim widać więcej "nieprzyjaciół". ciężko było go zerwać, trochę bolało. Plastry zawierające węgiel brudzą nos, ale to raczej normalne i do zaakceptowania. Wystarczy przestrzec skore tonikiem. Może też delikatnie przesuszyć skórę na nosie. Najbardziej byłam zadowolona z oczyszczającego plastra z Marion. Szkoda, że w opakowaniu był tylko jeden. Dobrze przylega do nosa. Dużo lepiej poradził sobie z oczyszczaniem porów.


Pdsumowując: Najwiekszym rozczarowaniem okazały się plastry oczyszczające Selfie project. Plastry z Bielendy okazały sie lepsze, pod względem efektów, jak i samego wygladu plastra. Dodatkowo dobrze zmatowiały skórę na nosie. Najlepszy okazał się plasterek z firmy Marion.
Jednak żaden nie zachwycił mnie w 100% swoim działaniem, uważam że plastry są mało skuteczne.


Co sądzicie o plastrach oczyszczających na nos? Stosujecie?


15.4.19

Książką, którą musisz przeczytać| "Małe wielkie rzeczy" Henry Fraser

Książką, którą musisz przeczytać| "Małe wielkie rzeczy" Henry Fraser

Blog pisany przy kubku herbaty

Są takie książki, które powinni przeczytać wszyscy. Takie, które mogą wpływać na życie i postrzeganie świata. Takie, dzięki którym nauczymy się doceniać to, co mamy. Tak ważne jest przecież to, by dostrzegać "Małe wielkie rzeczy" w naszym życiu.

"Nie ma sensu roztrząsać tego, co by mogło być. Przeszłość się wydarzyła i nie sposób jej zmienić; można ją tylko zaakceptować. Życie jest o wiele łatwiejsze i o wiele szczęśliwsze, kiedy skupiasz się na tym, co możesz zrobić, zamiast na tym, czego nie możesz.
Każdy dzień to dobry dzień."

Małe wielkie rzeczy
Henry Fraser
Wydawnictwo: Insignis
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 176

Dla siedemnastoletniego Henry'ego był to pierwszy zagraniczny wyjazd wakacyjny ze znajomymi. Piękne słońce, plaża, wymarzone miejsce na odpoczynek. Jeden niefortunny skok do wody odmienił życie Henry'ego i jego rodziny na zawsze. Beztroskie wakacje zmieniły się w dramat i walkę o życie.


Głównym bohaterem tej książki jest sam autor, który w wyniku wypadku został sparaliżowany od szyi w dół. Henry dostał nowe życie w zupełnie innych realiach. To co jest dla pełnosprawnych osób normalnością nie wymagająca wysiłku, dla tego chłopaka nagle stało się czymś prawdopodobnie nieosiągalnym i niewykonalnym, jak chociażby trzymanie szklanki wody w dłoni. Henry wykazał się niesamowicie silną motywacją do życia i wykorzystaniem go na 100% . Był zdeterminowany i poddał się intensywnej rehabilitacji. Niesamowitym wsparciem okazali się nie tylko rodzice, bracie, czy znajomi, ale i wszyscy napotkani ludzie. Każdy starał się pomóc na tyle ile jest w stanie. Życzę każdemu by spotykała na swojej drodze tak dobrych ludzi.


Gdy czytałam "Małe wielkie życie" z trudem powstrzymywałam łzy. Ta historia poruszyła mnie niesamowicie. Zaczęłam się zastanawiać czy mimo takiej tragedii, odnalazłbym radość życia? Nie wiem. Natomiast wiem jedno, należy doceniać to co mamy, cieszyć się życiem i zdrowiem, a przede wszystkim cieszmy się z małych rzeczy.


Polecam!


11.4.19

Wiosenne woski Yankee Candle | Honey Blossom oraz Floral Candy

Wiosenne woski Yankee Candle | Honey Blossom oraz Floral Candy
blog pisany przy kubku herbaty

Wiosna według mnie to najpiękniejsza i najładniej pachnąca pora roku. Lubię te momenty, gdy idę do pracy i wieje delikatny ciepły wiatr, który niesie ze sobą zapach kwitnących drzew, mirabelek, jaśminu czy bzu. Lubię również zapach wiosennej burzy, który kojarzy mi się z dzieciństwem i beztrosko spędzanym czasem. Pierwszym wiosennym zapachem jest dla mnie woń hiacyntów unosząca się w domu. Gdy pojawiają się na sklepowych półkach, wiem że wiosna jest tuż, tuż. Zdecydowania wiosna pachnie kwiatami i takie są dwa woski Yankee Candle, o których przeczytacie poniżej, Honey Blossom oraz Floral Candy


WOSK YANKEE CANDLE HONEY BLOSSOM

Wosk z kwiatowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: słodki miód, żywiczne drewno, piżm oraz frezja.

Jeszcze przed pierwszym zapaleniem wiedziałam, że ten zapach będzie intensywny. I nie pomyliłam się. Jednak nie jest on duszący czy przytłaczający. Delikatnie rozchodzi się najpierw po pokoju, a później po całym mieszaniu.  Jest wyczuwalny po kilku godzinach od zgaszenia kominka, a nawet następnego dnia. Wyraźnie wyczuwam połączenie słodkich nut zapachowych z kwiatowymi. Nie kojarzy mi się ten aromat z każdym konkretnym kwiatem. Dawno nie wąchałam frezji, może faktycznie tak pachną? Ostrości tej kompozycji zapachowej dodaje na pewno aromat drewna i piżma. Dzięki temu nie jest on mdły. Ten zapach może kojarzyć się z eleganckim zapachem perfum dla kobiet.

  
WOSK YANKEE CANDLE FLORAL CANDY

Kolorowe kwiatki błyszczące kryształkami cukru i delikatnie ułożone na kremowej polewie. Wyczuwalne aromaty: wata cukrowa, nektar brzoskwini, czerwona porzeczka, delikatny jaśmin, kwiat dzikiego bzu, różowy wiciokrzew, fiołek pachnący. 

Ten wosk pochodzi z najnowszej wiosennej kolekcji YC. Jest bardziej słodki niż Honey Blossom i chyba to mnie skusiło. Gdy go powąchałam odniosłam wrażenie, że jest bardzo pozytywny, lekki i dziewczęcy. Momentalnie rozchodzi się po mieszkaniu wypełniając go kwiatowo-owocową słodyczą. Czuć świeżość w powietrzu. Niestety, po około godzinie zapach staje się przytłaczający. 


Jakie są Wasze ulubione wiosenne zapachy?



8.4.19

Kremy do rąk idealne do torebki | Food for skin Cien z papają oraz Japoński krem do rąk wygładzający Bielenda

Kremy do rąk idealne do torebki |  Food for skin Cien z papają oraz Japoński krem do rąk wygładzający Bielenda
blog pisany przy kubku herbaty

Kremy do rąk to produkty pielęgnacyjne, które stanowią podstawę mojej codziennej pielęgnacji przez cały rok. Niestety, bardzo często miewam przesuszoną skórę. A przecież piękne i zadbane dłonie to wizytówka każdej kobiety. Mimo, że mamy wiosnę za oknem, często wieje chłodny wiatr, który niekorzystanie wpływa na kondycję skóry dłoni. Dlatego krem do rąk muszę mieć w torebce, pracy i domu. Do torebki najchętniej kupuje kosmetyki w mniejszych i bardziej poręcznych opakowaniach. Ostatnio trafiłam na dwa bardzo dobre kremy do rąk w małych opakowaniach: Japoński krem wiśnia+jedwab Bielenda oraz krem Odżywczy Food for skin Cien.


Japoński krem do rąk Bielenda Japan Beauty wiśnia+jedwab kupiłam w Rossmannie, jego cena regularna to 8 zł. W tym małym opakowaniu o pięknej szacie graficznej znajduję się 50 ml produktu. Krem ma intensywny zapach, połączenie wiśni i słodkiej woni kwiatów, który utrzymuje się jeszcze długo po aplikacji. W składzie na wysokiej pozycji znajduje się masło Shea, mocznik, ekstrakt z wiśni, proteiny jedwabiu.
Krem do rąk Bielenda Japan Beauty doborze się rozsmarowuje i wchłania. Jest bardzo wydajny i treściwy. Skóra po jego aplikacji jest niesamowicie gładka, a dłonie pokrywa delikatna jedwabista warstwa. Świetnie nawilża i regeneruje skórę. Jestem z jego działania bardzo zadowolona.


Krem do rąk, Cien Food for skin, odżywianie z papają dostępny jest w Lidlu. Za 50 ml opakowanie zapłaciłam ... aż 1,99 zł.  Nie przypuszczałam, że za tak niewielka kwotę można kupić, tak dobry kosmetyk. Niewątpliwą zaletą tego kremu jest skład, według producenta aż 95% składników jest pochodzenia naturalnego.
Krem do rąk marki Cien pachnie zdecydowanie mniej intensywnie od japońskiego kremu Bielenda. Ciężko jest mi zdefiniować ten zapach, niestety dla mnie nie jest on zbyt przyjemny. Ma również lżejszą konsystencję, jest też rzadszy. Oczywiście szybko się wchłania i dobrze się rozsmarowuje. Nie pozostawia tłustego filmu na skórze.W działaniu jest tak samo dobry jak opisany wyżej krem do rąk z Bielendy.


Podsumowując: Zarówno krem z Bielendy jak i marki Cien mogę Wam serdecznie polecić. Ich małe opakowania nadają się w sam raz do kobiecej torebki. Dobrze nawilżają i regenerują skórę. Odkąd używam tych dwóch kremów poprawiła się kondycja również moich paznokci i skórek. Polecam!


O tych kremach było ostatnio głośno w blogosferze, czy skusiłyście się na któryś?


4.4.19

Filmy: "Księgarnia z marzeniami" oraz "41 dni nadziei"

Filmy: "Księgarnia z marzeniami" oraz "41 dni nadziei"
blog pisany przy kubku herbaty

W miniony weekend udało mi się obejrzeć dwa interesujące filmy. Jeden z nich klimatem bardzo przypomina mi kultowy film "Czekolada", który oglądałam już wielokrotnie. Drugi opowiada historię kobiety, która razem z narzeczonym przeżyła piekło na oceanie, film inspirowany prawdziwymi wydarzeniami.


KSIĘGARNIA Z MARZENIAMI
rok produkcji: 2017
czas trwania: 110 min.

Rok 1959. W małym angielskim miasteczku mieszka Florence Green. Jej wielką pasją są książki, kocha czytać. Pewnego dnia postanawia otworzyć księgarnię. Na początku spotyka sie z dużym entuzjazmem wśród mieszkańców. Jednak gdy Florence kupuje jeden z najstarszych domów w miasteczku, napotyka sprzeciw ze strony lokalnej elity, m.in. Vilet Gamart, która planowała przeznaczyć ten budynek na inne cele. Sprawy związane z prowadzeniem księgarni jeszcze bardziej się komplikują, gdy Florence zaczyna sprzedawać Lolitę Nabokova.

Tego typu filmy określam mianem "idealny film na niedziele popołudnie, gdy chce się zrelaksować przed kolejnym tygodniem wypełnionym pracą i obowiązkami". Lubię w niedzielne popołudnie czy wieczór włączyć film, przy którym mogę odpocząć, wyciszyć się, wzruszyć czy zachwycić się. To właśnie ten film klimatem przypomina mi "Czekoladę", który pokochali wszyscy miłośnicy słodkości, a "Księgarnię z marzeniami" pokochają wszyscy bibliofile.
W tym filmie nie ma niezwyklej, wartkiej akcji, za to mamy świetnych aktorów i mądre dialogi i przepiękne krajobrazy.


41 DNI NADZIEI
rok produkcji: 2018
czas trwania: 96 min.

Ta historia wydarzyla się naprawdę. Tami Oldham podróżuje po świecie szukając swojego miejsca. Gdy przebywa na Tahiti poznaje młodego żeglarza Rocharda. Zakochują się w sobie, planują wspólny rejs dookoła świata. Jednak zanim zrealizują swoje marzenia, trafia im się okazja do zarobienia całkiem pokaźnej kwoty. Ich zadanie będzie polegało na odstawieniu do portu w Kalifornii luksusowego jachtu , którego właścicielami są bogaci znajomi Richarda. Para decyduje się wyruszyć w ten rejs. Niestety niedługo po wypłynięciu trafiają w sam środek gigantycznego sztormu, który niszczy ich jacht. Tami musi znaleźć w sobie siły by dopłynąć do lądu oddalonego o setki kilometrów. A co stało się z jej ukochanym?


Zawsze, gdy oglądam jakiś film oparty na prawdziwych wydarzeniach przeżywam wszystko mocniej. Jeszcze bardziej niż zwykle staram się zrozumieć postępowanie głównych bohaterów, zastanawiam się, jak ja bym się zachowała w danej sytuacji. Dlatego jestem pełna podziwu dla Tami, która musiała zmierzyć się z żywiołem, walczyć o życie i pokonać własne słabości.

Film "41 dni nadziei" okazał się bardzo ciekawie zrealizowany. Historia Tami i Richarda opowiadana jest dwutorowo, mianowicie akcja na morzu jest przeplatana historią miłości tej dwójki. Zawsze z większym zainteresowaniem oglądam takie filmy i lubię czytać tak napisane książki. A Wy? Może wolicie, gdy jest jedna linia czasowa?


Oba filmy bardzo Wam polecam. Zarówno "Księgarnia z Marzeniami", jak i "41 dni nadziei" opowiadają o marzycielach, dążeniu do realizacji planów i przeszkodach jakie niestety mogą się pojawić.



Co cieakwego palnujecie obejrzeć w ten weekend? Ja, wkręciam się w serial Mr. Robot, własnie zacżełam z mężem oglądać drugi sezon. Intrygujący i wciągający, tyle póki co mogę powedzieć, chyba napiszę o nim oddzielny post ;)

1.4.19

Podsumowanie marca | Zakupy | Wycieczka do Lublina | plany na kwiecień

Podsumowanie marca | Zakupy | Wycieczka do Lublina | plany na kwiecień
podsumowanie marca

Witajcie w kwietniu :) Kilka dni temu rozpoczęła się moja ulubiona pora roku. Codziennie rano wychodząc do pracy widzę, jak przyroda budzi się do życia, a wraz z nią ja. Im więcej dni z pięknym i intensywnym słońcem, tym więcej energii u mnie.  A jak jest u Was, czy również budzicie się z zimowego snu?
Ufff..... pierwszy miesiąc blogowania za mną. Są już małe powody do radości: pierwsze 500 wejść na bloga, 12 obserwatorów i całkiem spora liczba komentarzy. Jest dobrze! Największą popularności cieszył się post Szczoteczka soniczna do twarzy Hoffen z Biedronki. Jeżeli jeszcze nie czytałyście, koniecznie zajrzyjcie.
Jeżeli chodzi o kwiecień, zaplanowanych mam w sumie 9 postów. Tematem miesiąca będzie fluor, będzie również post o wiosennych woskach Yankee Candle, ulubionych produktach do pielęgnacji skóry wokół oczu, a kolejny wpis będzie filmowy. Planujecie posty na dany miesiąc, czy raczej odbywa się to u Was bardziej spontaniczne?


Nie planuję dodawać oddzielnych postów z zakupami, czy nowościami kosmetycznymi. Jednak wiem, że cieszą się tego typu wpisy dużym zainteresowaniem. Stąd pomysł by o nowościach pisać w podsuwaniu miesiąca.
Zakupy kosmetyczne:
Bielenda MultiEssence 4 w 1 - zużyłam już kilka opakowań, stosuję jako tonik. Delikatnie nawilża i rozjaśnia skórę.
Ziaja Pasta liście manuka - ten peeling zna chyba każda blogerka, nie pamiętam nawet ile już zużyłam opakowań.
Biovax Trychologiczny peeling  do skóry głowy - bardzo dobry produkt, zasługuje na oddzielny post.
Prreti Rozjaśniający krem z proteinami mleka - nie miałam nigdy wcześniej, jestem bardzo ciekawa czy rozjaśni ślady potrądzikowe.
Tołpa Urban garden - kupiłam go ponieważ szukałam jakiegoś fajnego i lekkiego kremu na dzień pod makijaż, po pierwszych kilku użyciach jestem zadowolona.
Himalaya Odżywka z proteinami - kupiłam podczas promocji w Rossmannie 2+2,  bardzo lubię testować odżywki do włosów, szukam takich, które ułatwiają rozczesywanie.


Muszę się jeszcze pochwalić dwoma nowymi kubkami z Home & You. Różowy z złote kropeczki dostałam od brata, a ten biały uroczy kupiłam sobie sama. Picie herbaty w takich kubeczkach jest jeszcze przyjemniejsze. Nawet nie pytajcie ile już mam kubków (za dużo, to pewne;) ).

Wiosna rozpoczynam sezon na krótkie, często jednodniowe wycieczki. Pierwsza podróż za mną. Z okazji swoich urodzin wybrałam się do Lublina. Mieszkałam w tym mieście przez dwa lata robiąc mgr. Nie poznałam tego miasta zbyt dobrze, teraz to nadrabiam. W maju planuję kolejną podróż, chcę ponownie odwiedzić Ogród Botaniczny UMCS, który jest najpiękniejszym ogrodem botanicznym w jakim byłam. 


Niestety pogoda tym razem nie dopisała. Strasznie wiało, a ja ubrałam się zbyt lekko. Mimo nieprzychylnej aury, wycieczka się udała. Najbardziej zależało mi by wejść do Centrum Spotkania Kultur. Spędziłam tam sporo czasu błądząc po całym obiekcie. Nie przepadam za współczesną architekturą, ale ten budynek zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Lublin to piękne miasto z bogatą historią, które ciągle się zmienia na lepsze. Musicie odwiedzić to miasto :)


A jak Wam minął marzec?


Copyright © 2016 PRZY KUBKU HERBATY , Blogger