31.8.19

Kosmetyki do pielęgnacji włosów| Dwie maski i odżywka

Kosmetyki do pielęgnacji włosów| Dwie maski i odżywka
W tym poście poddam ocenie trzy produkty do pielęgnacji włosów. Najbardziej popularnym kosmetykiem z omawianego trio wydaje się być maska Garnier Fructis Banana Hair Food, następnie odżywka L`Oreal Elseve, która zyskuje na popularności, natomiast o masce do włosów Vianek do włosów ciemnych farbowanych nigdzie nie natknęłam się na żadną opinię.

L`Oreal Paris, Elseve, Dream Long, Odżywka rozplątująca
cena: ok. 12 zł/ 200 ml

Garnier, Fructis, Banana Hair Food (Odżywcza maska do włosów bardzo suchych)
cena: ok. 24 zł/ 390 ml

Vianek, Seria Czerwona, Intensywnie regenerująca maska do włosów ciemnych farbowanych

cena: ok. 25 zł/ 150 ml


Opakowanie, skład, konsystencja, zapach, wydajność

Opakowania tych kosmetyków wykonane są z plastiku, maski są w słoikach, z których w łatwy sposób można wydostać cała zawartość, natomiast odżywka w butelce zamykanej na klik.
Produktem z najlepszym składem jest oczywiście maska Vianek, ma najbardziej naturalny, ta z Garniera ma również całkiem fajny skład.
Odżywka Elseve ma konsystencję, która pozwala na dokładne rozprowadzenie kosmetyku na włosach, nie spływa i nie ucieka między palcami. Maska Garnier ma konsystencję budyniu i intensywnie pachnie bananem, zapach jest wyczuwalny na włosach do kilku godzin po wysuszeniu. Najgorzej nakładało mi sie maskę z Vianka, która jest niesamowicie gęsta, bardziej kojarzy mi się ta konsystencja z masłem niż maską. Dopiero pod wpływem wody konsystencja staje się rzadsza. Przy pierwszym użyciu więcej produktu znalazło się w wannie niż na włosach. Przez to, że jest taka gęsta jest najmniej wydajna. Dosyć szybko zużyłam też odżywkę z Elseve. Opakowanie bananowej maski jest naprawdę duże, przez co starczyła mi ma bardzo długo.


Działanie 

Najbardziej jestem zadowolona z działania maski z  Vianka. Zwykle nakładam ją na około 3-5 min. raz w tygodniu. Przede wszystkim bardzo fajnie odświeża kolor moich włosów, jaśniejsze pasma zyskały blask, a ciemniejszy kolor stał się głębszy. Włosy po zastosowaniu tego kosmetyku są bardzo miękkie, wygładzone, a przy tym nie tracą na objętości. Dobrze się układają i są sypkie, ogólnie wyglądają świetnie.
Największe oczekiwania miałam względem Maski z Garniera. Tego kosmetyku można używać jako maski, odżywki do spłukiwania lub można ją po prostu zostawić na włosach. Jako odżywka nie sprawdziła się, efekty były zbyt słabe. Najlepiej jeżeli nałożę jej całkiem sporo na włosy i od czekam minimum 5 minut (jestem niecierpliwa, odżywki zwykle trzymam około minuty, czasem trochę dłużej). Włosy łatwiej się rozczesują, są miłe w dotyku, nie puszą się, aż tak bardzo. Jednak nie daje ta maska efektu, że włosy pięknie błyszczą, jak po użyciu maski z Vianka.
Odżywka Elseve skusiła mnie tym, że miała ułatwiać rozczesywanie włosów. I tak właśnie było, a po umyciu mam naprawdę bardzo splątane włosy. Poza tym ten kosmetyk miał też regenerować, wzmacniać i wygładzać włosy. Po pierwszych użyciach byłam odczarowana działaniem tej odżywki, jednak po kilku kolejnych zauważyłam, że owszem włosy dobrze się rozczesywały, ale po wysuszeniu stawały się matowe, suche, a pojedyncze krótsze włosy sterczały w różnych kierunkach, zrobiły się sianowate.


Podsumowując: najlepsze efekty uzyskałam po zastosowani maski z Vianka, piękne, błyszczące, nawilżone i ujarzmione włosy. Maska z Garniera jest dobra, ale nie zachwyca. Dobra do codziennej pielęgnacji włosów.
Największym rozczarowaniem okazała się odżywka Elseve, która dala efekty odwrotne do zamierzonych.



Znacie te kosmetyki?



25.8.19

Moje Podróże: Lublin, Kazimierz Dolny, Nałęczów

Moje Podróże: Lublin, Kazimierz Dolny, Nałęczów
Lublin miasto, którym spędziłam dwa lata, robiąc magistra na UMCSie. Pierwszy raz w tym mieście byłam w liceum na wycieczce szkolnej. Z koleżankami stwierdziłyśmy, że Lublin choć ładny to bardzo zniszczony i smutny. Podobne wrażenia odniosłam, kiedy przeprowadziłam się tutaj na czas studiów. Zapytałam nawet współlokatorkę, czy w tym mieście wychodzi kiedyś słońce? Usłyszałam, ze tak, latem ;) Po zakończeniu studiów cieszyłam się, że wyjeżdżam z tego miasta. Na nowo odkryłam Lublin dzięki koleżance, którą regularnie odwiedzałam oraz dzięki Kasi i Justynie z kanału LGS, które pokazują swoje miasto zawsze od tej najładniejszej strony. Moje ulubione miejsca w Lublinie to Ogród Botaniczny UMCS (najładniejszy w jakim byłam, założony 1965 roku o powierzchni 21 hektarów), Ogród Saski (przepiękny stary ogród z białymi ławkami) i Stare Miasto. Nadal jest tutaj wiele opuszczonych i niszczejących kamieniczek, jednak Stare Miasto powoli odzyskuje dawny blask.



Ciekawym miejscem na mapie Lublina jest Centrum Spotkania Kultur. Budowę siedziby CSK rozpoczęto w latach 70. , a ukończono w roku 2015. Budynek jest bardzo nowoczesny, industrialny, dużo betonu, gołe ściany. Na dachu budynki znajdują się zielone tarasy i pasieki z pszczołami.
Według relacji, które widziałam i oglądałam na yt Lublin jest najpiękniejszy podczas Nocy Kultury.  Jest to festiwal miejski odbywający się co roku, zwykle w pierwszy weekend czerwca. Specjalnie na tę okazję przygotowywane są spektakle teatralne, koncerty, pokazy tańca, happeningi, arenę dla tych wszystkich inicjatyw kulturalnych stanowi Stare Miasto i Śródmieście Lublina. Bardzo bym chciała wziąć udział w tym wydarzeniu.

Ogród Botaniczny
Poza Lublinem, do którego wracam raz, dwa razy w roku, często bywam także w Kazimierzu Dolnym i Nałęczowie.


Kazimierz Dolny to urokliwe miasteczko oddalone od Lublina o niecałe 60 km. Kto był raz, na pewno zechce tutaj wrócić ponownie. W Kazimierzu jest mnóstwo miejsc do zobaczenia (rynek, ruiny zamku z XIV w., baszta z XIII w., Kościół farny z XVI, Góra trzech Krzyży, kamieniczki), obowiązkowo trzeba się przejść także promenadą wzdłuż Wisły i kupić koguta zrobionego z ciasta maślanego. Po tym miasteczku najlepiej jest się poruszać się piechotą, odległości nie są duże, a do dalszych atrakcji dojeżdżają meleksy (Wąwóz Korzeniowy Dół).
W Kazimierzu odbywa się cykliczny Festiwal Filmowy "Dwa Brzegi". To miasto kojarzy mi się również ze sztuką, jest bowiem w Kazimierzu kilka galerii sztuki, artyści wystawiają swoje prace na rynku, inni przybywają tutaj by uwiecznić na płótnie piękne krajobrazy.
Będąc w Kazimierzu Dolnym warto skusić się na rejs po Wiśle i z pokładu statku podziwiać panoramę miasta. Można również przeprawić się promem na drugi brzeg Wisły, czyli do Janowca. To miejsce słynie z ruin zamku Firlejów z XVI w.


Nałęczów jest miastem o statusie uzdrowiska. Główną atrakcją jest Park Zdrojowy o powierzchni 25 hektarów, na terenie którego znajduje się staw i zabytkowa zabudowa: pałac Małachowskich, sanatorium Książę Józef, Stare łazienki, palmiarnia. Uzdrowisko słynie z krystalicznych wód leczniczych z wapienno-żelaznych źródeł, to właśnie stąd czerpane są popularne wody mineralne "Nałęczowianka" i "Cisowianka". Nałęczów to jedyne w Polsce uzdrowisko o profilu wyłącznie kardiologicznym. Na terenie Parku znajdują się również lokale gastronomiczne, a także miejsce, gdzie można zrobić sobie piknik na trawie. Spacerując w pięknych okolicznościach przyrody można się  totalnie zrelaksować, odetchnąć pełną piersią i ogólnie poczuć się lepiej. 



Znacie te miejsca?


20.8.19

Wakacyjne podróże filmowe

Wakacyjne podróże filmowe
Lato trwa, znów mamy wysokie temperatury, tylko dni trochę krótsze. Słońce, plaża, palmy, zapewne część z Was żyje już wspomnieniami z wakacji. Dla tych, którzy są już po urlopie i dla tych którzy dopiero będą się na niego szykować mam kilka filmowych propozycji, które na pewno wprowadzą Was w wakacyjny klimat.  Zabiorę Was w podróż po najpiękniejszych zakątkach świata, a część z nich to lekkie i przyjemne historie miłosne. Do którego kraju macie ochotę najpierw się wybrać?

Grecja
Mamma Mia!

Sophie marzy o tym, bo ojciec poprowadził ją do ołtarza. Problem w tym, że nie wie kto nim jest. Z pamiętników matki dowiaduje się, że jest trzech potencjalnych kandydatów i wszystkich trzech zaprasza na swój ślub.
Jestem ogromną fanką tego filmu, oglądałam go milion razy i jeszcze mi się nie znudził. Zawsze wracam do niego z ogromną chęcią. Był taki okres w moim życiu, że mało co sprawiało mi radość, ale gdy włączałam ten film, patrzyłam na te przepiękne widoki, plaże, morze, gdy słucham piosenek ABBY, które zawsze mimowolnie śpiewam, a nogi same rwą się do tańca, humor od razu mi się poprawiał. Film jest niesamowicie pozytywny, totalnie się przy nim relaksuję i to mój nr w kategorii filmów wakacyjnych

Włochy
Pod słońcem Toskanii

Frances jest pisarka, która przechodzimy kryzys twórczy i emocjonalny. Właśnie rozwiodła się z mężem, który ją zdradzał. Za namową przyjaciółki wykupuje wycieczkę do Włoch. Podróżując po słonecznej Toskanii, spontanicznie decyduje się na zakup opuszczonej willi. Do jej remontu wynajmuje grupę Polaków, a to dopiero początek jej włoskiej przygody.
Odkąd obejrzałam ten film marze o domu w Toskanii. Może nie na własność, ale kiedyś chciałabym wynająć np. na miesiąc i móc delektować się tymi przepięknymi plenerami, odkrywać tamtejszą kulturę i zwyczaje, a także smakować włoską kuchnię.



Indie
Hotel Marigold

Grupa emerytów z Anglii skuszona wizją spędzenia emerytury w luksusowym hotelu w Indiach wyrusza w egzotyczną podróż. Na miejscu okazuje się, że hotel to tak naprawdę ruina, a jego właścicielem jest młody chłopak, który ma głowę pełną marzeń. Starsi państwo biorą sprawy w swoje ręce, przy tym odkrywając że życie zaczyna się po 60.
Podróż do Indii to już dla mnie odległa egzotyka. Zupełnie inna kultura, inna mentalność ludzi. A to co wydaje się takie odległe i inne kusi. Idąc w ślady głównych bohaterów, mogłabym część emerytury spędzić w Indiach. A co do samego filmu, dostarcza on wielu radości i wzruszeń, jest tak kolorowy jak same Indie. Obsada aktorska świetna, dla tych aktorów warto obejrzeć ten film. Jeśli Wam się spodoba Hotel Marigold, jest też druga część filmu.


Włochy, Indie, Indonezja
 Jedz módl się i kochaj

Elizabeth Gilbert wiodła z pozoru szczęśliwe życie. Miała męża, dom, prace, jednak to nie było życie o jakim marzyła. Postanawia wyruszyć w roczną podróż by lepiej poznać samą siebie i przemyśleć swoje dotychczasowe życie. We Włoszech, Indii i Indonezji odkryje na nowo radość płynącą z jedzenia, modlitwy i miłości.
Za każdym razem, gdy oglądam ten film i główna bohaterka zajada się pizzą robię się głodna. Podobnie  ona chciałabym udać się na Bali poszukać wewnętrznego spokoju, odprężyć się i dać się ponieść przygodzie. To co przykuwa moją uwagę najbardziej w tym filmie to przyjemne dla oka miejsca i krajobrazy. Narracja w Jedz módl się i  kochaj jest spokojna, dobrze dobrano muzykę, a Julia Roberts zachwyca.

Francja
Lato w Prowansji

Trójka rodzeństwa zostaje zmuszona do spędzenia wakacji u dziadka, którego właściwie nie znają. Brak dostępu do internetu okazuje się dla nich większym problemem niż rozwód rodziców. Zadowolony z wyjazdu wydaje się być tylko najmłodszy z rodzeństwa głuchoniemy chłopiec.
Lato w Prowansji to komedia pełna ciepła i wzruszeń, idealna propozycja dla całej rodziny. Akcja filmu rozgrywa się w pięknych plenerach południowej Francji.



POLECAM RÓWNIEŻ:


Wymienione przeze filmy sprawią, że w pełni poczujecie letni klima, a może nawet najdzie Was ochota na kolejne podróże i nowe doznania?



13.8.19

Codzienność osoby leworęcznej w świecie zdominowanym przez praworęcznych

Codzienność osoby leworęcznej w świecie zdominowanym przez praworęcznych
13 sierpnia swoje święto mają osoby leworęczne, do których należę i JA. Gdy poznaję kogoś nowego, albo gdy ktoś po raz pierwszy widzi, że trzymam łyżkę w lewej ręce, przeważnie reaguje dość entuzjastycznie, a nawet widzę ekscytację, jakby zobaczył jednorożca. Tak, jestem inna, ale nieosamotniona w tej swojej inności, gdyż w Polsce żyje ok. 4 milionów ludzi leworęcznych. Na świcie ok 10% populacji jest taka jak ja. Mówi się, że jesteśmy największą mniejszością na świecie. Jednak poza zachwytami spotykam się też z nieprzychylnymi uwagami. Doskonale pamiętam, jak jeden z wykładowców, starej daty, wygłosił swoje poglądy na temat osób leworęcznych. Dla niego było to dziwactwo i powinno się takich ludzi przestawiać nawet na siłę na prawą rękę. Czasem bywam też nazywana mańkutem, albo że jestem lewa. Nie jest to miłe, a nawet powiem, że mnie to obraża.
W dawnych czasach często spotykano się ze stwierdzeniem, że leworęczność jest jakimś wynaturzeniem (uważano, że takie osoby mają coś wspólnego z diabłem, czarownicami i magią). Obecnie wiadomo, że jest to uwarunkowane genetycznie, udało się również ustalić, który gen odpowiada za bycie osobą posługującą się lewą ręką.

Żyję w świecie zdominowanym przez praworęcznych. Dlatego pewnie mówi się, że osoby leworęczne są kreatywniejsze, bo czasem naprawdę trzeba kombinować by normalnie funkcjonować w świecie praworęcznych. Praktycznie każdego dnia napotykam przeszkody spowodowane tym, że jestem osobą leworęczną. Na pozór może się wydawać, że to tylko drobne niedogodności, ale jest zupełnie inaczej. Na początek trzy przykłady z życia codziennego, a dokładniej z mojej pracy
- obsługa myszki: myszkę mam po lewej stronie, a co za tym idzie, mam problem z obsługą prawego klawisza. Mogę zmienić ustawienia klawiszy, ale na moim stanowisku pracy pracują też inne osoby. Także takie rozwiązanie odpada;
- często korzystam z klawiatury numerycznej, która jest po prawej stronie. U osób praworęcznych obsługa myszki i klawiatury jest intuicyjna, a ja przeskakuje z lewej strony na prawą, a czasem już mylą mi się strony i nie wiem, co gdzie jest.
- większość biurek dostosowana jest dla osób piszących prawą ręką, czyli więcej roboczego blatu jest po prawej stronie. Gdy ja siadam do takiego biurka nie mieści mi się łokieć na blacie.
-  w pracy często używam nożyczek, które często są przystosowane do prawej ręki, a ja mam problemy żeby ułożyć je jakoś w dłoni, a niektóre nawet nie chcą ciąć, gdy używa je osoba leworęczna.


Przykładów jest wiele...
Zasłaniam sobie tekst, który właśnie napisałam, nie dość że rozcieram długopis czy ołówek, o piórze nawet nie wspomnę, muszę podnieść dłoń by sprawdzić ostatnie wyrazy, jakie zapisałam.
Muszę też wspomnieć o jedzeniu sztućcami. Przy stole ludzie dziwnie spoglądają na mnie, gdy trzymam nóż w lewej dłoni, a widelec po prawej. Dlatego robię to tak jak praworęczni, ale niestety wychodzi mi to bardzo nieporadnie. A jak już jesteśmy przy stole, to wszelkiego rodzaju imprezy rodzinne, wesela, wszędzie tam, gdzie osoba leworęczna usiądzie między praworęcznymi pojawia się problem-stukanie się łokciami. Jakie to jest denerwujące! Nie mogę zjeść normalnie np. zupy tylko muszę wtedy podnosić łyżkę, kiedy ta druga osoba akurat nabiera zupę, pamiętając przy tym, że i tak muszę łokieć trzymać w miarę nisko i blisko ciała. Toż to akrobacje jakieś, a nie jedzenie.
Zarówno ja, jak i inne osoby leworęczne, które znam mamy problemy z czytaniem. Idzie nam to znacznie wolniej i bywa męczące.  Dzieje się tak ponieważ przestawiamy litery, sylaby, a czasem nawet pomijamy całe wyrazy, czy wersy.
Źródeł frustracji jest więcej: krzesła z pulpitem po prawej stronie, drzwiczki od pralki, przyciski w aparatach fotograficznych, narzędzia, instrumenty muzyczne, rękawica kuchenna, kubki z napisami po wewnętrznej stronie, albo z rysunkami tylko po jednej stronie, te wszystkie rzeczy zostały zaprojektowane dla osób praworęcznych.



Jest też kilka plusów wnikających z bycia osobą leworęczną ;)
Podobno mamy większe zdolności manualne, muzyczne i matematyczne (akurat tego jeszcze u siebie nie odkryłam).  Nasz mózg  jest bardziej symetryczny i  bardziej plastyczny niż u osoby praworęcznej, dzięki czemu łatwiej i szybciej dostosowuje się do trudności, które napotyka oraz jest lepsza komunikacja miedzy półkulami.

Szkoda, że tak rzadko się zdarza by ktoś zauważył, że osoby leworęczne mają inne potrzeby. Nawet otwarcie wina korkociągiem czy puszki otwieraczem do konserw sprawia nam problemy. Do tych czynności również potrzebujemy specjalnie dostosowanych urządzeń dla osób leworęcznych. Nie jest łatwo, ale nigdy nie miałam problemu z zaakceptowaniem swojej inności. Dostosowałam się do świata, który mnie otacza.


Czy są tu osoby leworęczne?


10.8.19

Vianek| Odżywczy tonik i płyn micelarny 2w1

Vianek| Odżywczy tonik i płyn micelarny 2w1
Prawidłowo wykonamy demakijaż powinien składać się z kilku etapów. Zawsze powinnyśmy zaczynać od demakijażu oczu, do tego możemy użyć płynu micelarnego lub produktu przeznaczonego do zmywania makijażu oczu. Następnie oczyszczamy resztę twarzy również za pomocą płynu micelarnego, mleczka lub olejku. Kolejny krok to umycie twarzy żelem i wodą. Na koniec należy przetrzeć twarz tonikiem by przywrócić prawidłowe pH skóry.


Vianek, Seria Pomarańczowa, Odżywczy tonik i płyn micelarny 2w1

cena: ok. 16 zł/ 200 ml


W swojej codziennej pielęgnacji do demakijażu używam płynu micelarnego oraz żelu do mycia twarzy. Moim numerem od lat jest różowy Garnier. Jednak od czasu do czasu lubię przetestować inne płyny micelarne, jak np. Bioderma.
Skusiłam się na także na płyn micelarny firmy Vianek.
Produkt znajduje się w poręcznej plastikowej butelce zakrętką na "klik". Płyn jest w kolorze lekko żółtym i specyficzny zapach, trochę ziołowy, mnie średnio przypadł do gustu. Trochę czasu musiało minąć zanim się do niego przyzwyczaiłam. Opakowanie jest małe i niewydajne, starcza mi na około 2 tygodnie.
Produktu używam, głównie jako płynu micelarnego do zmywania makijażu, czasem stosowałam go również rano, przed pielęgnacja i makijażem.
Za każdym razem, gdy testuję nowy płyn micelarny boję się go użyć do demakijażu oczu. Zawsze obawiam się, że będzie szczypać. W tym przypadku nic takiego nie miało miejsca. Płyn micelarny nie podrażnił, ani nie wywołała u mnie żadnej reakcji alergicznej. Ten produkt dobrze radzi sobie z demakijażem, nawet oczu, tylko trzeba tej czynności poświęcić czas i dobrze nasączyć waciki. Być może, ze względu na naturalny skład, ten produkt potrzebuje więcej czasu by rozpuścić i usunął cały makijaż. Płatek nasączony płynem gładko sunie po twarzy usuwając tusz, podkład, róż i bronzer. Na skórze nie pozostaje tłusty film, twarz nie lepi się, płyn nie pieni się.



Podsumowując: jest to dobry płyn micelarny, który warto wypróbować. Największą zaletą jest oczywiście skład produktu. Dobrze radzi sobie z demakijażem. Gdyby był w większych opakowaniach i bardziej wydajny, na pewno kupowałabym go częściej.

Jeżeli chciałybyście wypróbować ten produkt,  jest teraz dostępny jako dodatek do magazynu Avanti :)


Jaki jest Wasz ulubiony płyn micelarny?






6.8.19

Isana Botanical maski na tkaninie| Brokuły & nasiona Chia, Imbir & Jarmuż

Isana Botanical maski na tkaninie| Brokuły & nasiona Chia, Imbir & Jarmuż
Isana botanical maski
W te wakacje w Rossmannie można znaleźć kilka nowości z serii Isana Botanical, które są reklamowane jako kosmetyki ekologiczne i wegańskie. Produkty dostępne w tej serii to:
-dwa rodzaje ampułek zawierających koncentrat wygładzający: Brokuł & Aloes i Nasiona chia & jarmuż
- trzy rodzaje masek na tkaninie: Brokuły & nasiona Chia, Imbir & Jarmuż, Jaogdy acai & awokado.
Zdecydowałam się na zakup dwóch produktów, a dokładniej dwóch masek Brokuły & nasiona Chia, Imbir & Jarmuż.

Isana, Tuchmaske Botanical Chiasamen & Brokkoli (Maska w płacie `Nasiona chia i brokuł`)

Isana, Tuchmaske Botanical Ingwer & Grünkohl (Maska w płacie `Imbir i jarmuż`)
cena: 6,99 zł
 
Pierwszą rzeczą, na którą zawróciłam uwagę były opakowania tych kosmetyków, proste i kojarzące się z innymi produktami ekologicznymi. Ciekawa byłam też jak będą pachnieć brokułami, jarmużem? Jednak najważniejsza kwestia to oczywiście działanie.
Obie maski Brokuły & nasiona Chia, Imbir & Jarmuż, przeznaczone są do skóry suchej i wymagającej, maska żółta z jarmużem ma także zmniejszać drobne zmarszczki, obie maski zawierają kwas hialuronowy.
Po wyjęciu masek z opakowań okazało się, że mają przyjemne, delikatnie perfumowane i świeże zapachy, na pewno nie warzywne. Każda jest w innym kolorze, ta z imbirem jest żółta, natomiast ta z brokułami w kolorze ciemno-miętowym. mają również wzorki warzyw wchodzących w ich składy. Świetnie to wygląda. Obie maski są bardzo dobrze nasączone esencją, a otwory na oczu, usta i nos znajdują się w odpowiednich miejscach, w okolicach brody maski niestety słabo przylegają do twarzy.


Obie maski zaaplikowałam tuż przed pójściem spać, na około 20 minut, po tym czasie maski były nadal mokre. A to co pozostało na twarzy delikatnie wklepałam opuszkami palców w skórę.
Według mnie lepsza okazała się maska żółta, czyli ta wersja z imbirem. Skóra po niej była o wiele lepiej nawilżona i jędrniejsza, niż po zastosowaniu maski z brokułem. Co nie znaczy, że ta druga była zła, tylko efekty trochę słabsze.  Poza tym obie maski wpłynęły pozytywnie na poprawę wyglądu o kondycji skóry, która stała się bardziej promienna i gładsza. Efekty te utrzymują się przez cały następny dzień, czyli tak jak zapewniał producent. Dodatkowo maska z imbirem delikatnie rozjaśniła przebarwienia na skórze.

Podsumowując: ciekawią mnie inne produkty z tej serii Isany. Dobrze, że marki mają w swoich ofertach produkty bardziej ekologiczne i odpowiednie dla wegan. Maski są warte przetestowania. Szczególnie polecam wersję żółtą z imbirem i jarmużem, która fajnie nawilża. Mogą być problemy z dostępnością tych masek, gdyż nie we wszystkich Rossmanach można je kupić.


Trafiłyście na te maski w Rossmannie?


2.8.19

Podsumowanie lipca| Zakupy kosmetyczne| blogowe plany na sierpień

Podsumowanie lipca| Zakupy kosmetyczne| blogowe plany na sierpień
 Witajcie w sierpniu :-) połowa wakacji za nami. W każde wakacje wracam wspomnieniami do czasów szkolnych, gdy się miało dwa miesiące wolnego. Wspaniałe chwile. Od rana do wieczora spędzałam czas z innymi dzieciakami. W upalne dni z koleżankami leżałyśmy na kocach, urządzałyśmy pikniki. Wieczorami razem z chłopakami bawiłyśmy się w berka lub chowanego. Tyyyyle czasu wolnego było. Cóż, a teraz trzeba się  cieszyć z tych kilkunastu dni wolnych.  Pierwszego sierpnia wróciłam po ponad dwóch tygodniach do pracy. Oczywiście pomyliły mi się dni tygodnia i usilnie wmawiałam kilku osobom, że jest poniedziałek. Jeszcze kilka dni wolnego będę mieć we wrześniu, i jeszcze jedna podróż przede mną. A Wy już po urlopie, czy może przed? Jakieś konkretne plany wyjazdowe?  Jeżeli Was ciekawi, gdzie spędziłam urlop zajrzyjcie do wpisu Pocztówka znad Jeziora Garda.


Tradycyjnie dziękuję za wszystkie odwiedziny i pozostawione komentarze na blogu, cieszę się, że kolejne osoby zdecydowały się obserwować i dziękuję za nowe obserwacje.
Największym Waszym zainteresowaniem w lipcu cieszyły się dwa posty PODSUMOWANIE CZERWCA| MINI ZAKUPY| KRAKÓW I IŁŻA| KINO oraz ORZEŹWIAJĄCA MGIEŁKA ZAPACHOWA ZIAJA |IDEALNA W UPALNE DNI
W sierpniu prawdopodobnie pojawi się 8 wpisów. Będą dotyczyć m.in. maseczek w płachcie Isana, mydła Cztery Szpaki, płynu micelarnego Vianek, a także pojawi post z tematem miesiąca, którym będzie dotyczyć błędów jakie można popełnić przy kupowaniu mieszkania.  Nie wiem, czy wiecie, że w sierpniu przypada dzień osób leworęcznych, do których należę. Dlatego postanowiłam napisać jak to jest być "odmieńcem" ;)

 Czas na zakupy. Pasta oczyszczająca z liści Manuka, to stały bywalec w mojej łazience od lat. Rozglądam się teraz za jakimś innym peelingiem, delikatniejszym. Skusiłam się na zakup magazynu Wysokie Obcasy z dodatkiem, jakim było mydło pochodzące z Mydlarni Cztery Szpaki. Ostatnio bardzo często trafiam na posty o produktach tej firmy, dlatego bardzo chętnie wypróbuję to mydło. Kolejne produkty to żel do mycia twarzy Bielenda Fresh Juice, Szampon Barwa i Suchy szampon L'Oreal, kupiony w Rossmannie w "cenie na do widzenia". Na zdjęciu poniżej maseczki: nawilżająca Eveline, rewitalizująca Skin79 oraz  z kwasem hialuronowym Ziaja.

 A to już moje pamiątki z Werony, czyli kosmetyki marki KIKO: tusz do rzęs dodający objętości, pomadka nabłyszczająca, perłowy lakier do paznokci oraz nawilżająca maska w płachcie. Myślę, że pojawi się zbiorczy post o tych kosmetykach.

Na koniec książki. "Wredne igraszki" kupiłam razem z gazetą Zwierciadło, cena 10 zł. Żal byłoby nie kupić ;)
Sporo w tym poście włoskich wątków, wiec na koniec też coś włoskiego. Książka, którą przeczytałam przed wycieczką nad Jezioro Garda. Natasza Socha "Mgły Toskanii"
Opis pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl
Lena ma dwadzieścia dziewięć lat i pracuje jako konserwator dzieł sztuki. Jej imię powstało ze zdrobnienia dwóch innych - Helena i Magdalena. Mgła jest mieszanką powietrza i wody. Ten dualizm wyznacza całe życie głównej bohaterki. Jest ona i dwóch mężczyzn. Starszy i młodszy. Ojciec i syn. Igor mieszka w Polsce i pracuje jako fotograf, Ian jest rzeźbiarzem w Toskanii. Lena nie potrafi wybrać żadnego z nich, więc decyduje się na równoległe życia. Dwa kraje, dwa żywioły, dwa związki. W tle malownicza Toskania i pewien fresk z końca szesnastego wieku. Czy miłość można podzielić, rozłożyć na procenty? A może wolno kochać jednakowo silnie, bez konieczności wyboru?


To by było na tyle ;)

A jak Wam minął lipiec?
Życzę Wam wspaniałego sierpnia :D


Copyright © 2016 PRZY KUBKU HERBATY , Blogger